poniedziałek, 29 września 2014

ROZDZIAŁ 59 "Kim Ty jesteś?"

Julson K. ten rozdział jest pisany z dedykacją dla Ciebie, będzie mi Ciebie brakowało <333


Obudziłam się pod wpływem ciepła. Otworzyłam swoje oczy i zauważyłam, że Leon leży w połowie na mnie. Nawet po seksie wyglądał uroczo i seksownie. Wygramoliłam się delikatnie spod niego, na szczęście ma twardy sen i dalej spał. Ubrałam swoją bieliznę, porozwalaną po całej sypialni i narzuciłam na siebie koszulkę Leona. Udałam się do kuchni przygotować coś do jedzenia. Otwierałam po kolei wszystkie szafki, ale nie było nich kompletnie nic. Nie rozumiem po co mu taka duża kuchnia skoro nic w niej nie ma. Jedynie lodówka, w niej znajduje się najwięcej produktów. Postawiłam na jajecznicę, bo chyba nic więcej tutaj nie znajdę. Wzięłam się za przygotowywanie śniadania. Nie jestem najlepsza w gotowaniu, dlatego nie obrażę się, jeżeli nie będzie smakowało Verdasowi. Gotowy posiłek rozłożyłam na dwa talerze, akurat w tym momencie do kuchni wszedł jeszcze zaspany Leon w samych bokserkach. Położyłam jedzenie na stole obok kawy. Poczułam na swoim policzku czuły pocałunek, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Siadaj przygotowałam śniadanie. Mam nadzieję, że Ci posmakuje.- usiadłam na krześle i zaczęłam konsumować jadalny posiłek.- A ty do pracy się nie spóźnisz?- zapytałam po chwili milczenia.
- Najwyżej zostanę w pracy dłużej. Nie dawno zwolniłem asystentkę bo, za bardzo się do mnie kleiła, bardzo mi tym przeszkodziła. Mam chyba już odpowiednią osobę na jej miejsce.- spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.- Mówię o Tobie. Tylko Ty mnie dobrze rozumiesz i jesteś prawi na tym samym poziomie, oczywiście pracują dla mnie sami najlepsi, ale brakuje mi tam Ciebie.- poczułam, że się rumienię.- Przyjdź na rozmowę gdy się już ogarniesz i w ogóle.
- Sugerujesz, że brzydko wyglądam?
- Nie tylko wyglądasz za bardzo kusząco w tym stroju.- odparł zaśmiałam się.

czwartek, 25 września 2014

ROZDZIAŁ 58 "Dobrze zrobiliśmy?"


*Rok później*
 *Violetta*
Siedzę w kuchni i dłubię widelcem w sałatce, nie jestem w ogóle głodna, ale Angie chce abym jadła, bo uważa, że jestem za chuda. Chociaż ostatnio i tak przytyłam i źle się z tym czuję. Do pomieszczenia weszła Angie z Lucy. Usiadły obok mnie na krześle. Podniosłam zwój wzrok i spojrzałam na kobietę, która ciągle mi się przyglądała.
- Violu wiesz, że musisz znaleźć pracę?- zapytała po raz kolejny. Mieszkam u nich od tygodnia. Przez ten cały czas namawiają mnie do szukania pracy. Szukam, ale nie mogę znaleźć idealnej.
- Agnie wiem. Jak mnie tutaj nie chcesz to powiedz ja sobie znajdę mieszkanie. Mam na tyle oszczędności.
- Nie mam nic przeciwko temu, że tutaj mieszkasz, nie widziałyśmy się rok. Bardzo za Tobą tęskniłam, ale uważam, że powinnaś znaleźć pracę, bo musisz się zająć czymś. Mam nawet dla Ciebie propozycję gdzie mogłabyś pracować.- powiedziała z uśmiechem. Nagle zadzwonił mój telefon. Posłałam jej przepraszające spojrzenie.
- Violu masz dzisiaj czas?- zapytała wesoła Włoszka, zresztą jak zawsze.
- Tak bardzo dużo.
- To za godzinę spotkajmy się pod centrum. Mam ochotę na zakupy, proszę wiem, że też chcesz.
- No dobra, najwyżej się trochę spóźnię.- rozłączyłam się. Oznajmiłam kobiecie, że wychodzę się na spotkanie z Fran, a najwyżej później porozmawiamy. Idąc w stronę pokoju poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę spojrzałam w dół, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wzięłam Lucy na ręce i poszłam z nią do swojego pokoju. Mam jeszcze trochę czasu, który na pewno wystarczy mi na przygotowanie.

sobota, 20 września 2014

ROZDZIAŁ 57 "Jednak się nie zmieniłeś"

Gdy tylko znajduję wolną chwilę wieczorem włączam niewielki telewizor w pokoju. Siadam na kanapie i zajadam się kanapkami oczywiście z nutellą. Powoli przeskakuję pilotem po programach, ale nie ma nic ciekawego zresztą ja zawsze. Kiedy nie mam czasu to zawsze leci coś dobrego, ale jak nic nie robię to świeci pustaki i nudami. Nagle zaciekawia mnie jeden program zawierający wiadomości. Widzę napis "Jak się bawią studenci Harvardu?". Odłożyłam pilot. Miałam nadzieję, że może zobaczę gdzieś tam mojego chłopaka. Kontakt między nami się osłabił, bardzo, ale jakoś się jeszcze kontaktujemy. Jeden z chłopaków stojących przy wejściu z jakąś blondynką, bardzo przypomina mi Verdasa. Wytężam swój wzrok, szatyn się odwraca. Tak to mój Leon. Uśmiech momentalnie pojawia się na mojej twarzy, ale znika kiedy widzę, że on całuje się z tą blondynką, nie słucham prezenterki, która coś tam mówi, tylko oglądam scenę, która ma miejsce pewnie kilka metrów od niej. Odrywają się i idą gdzieś śmiejąc się. kobieta idzie w ich kierunku i zadaje im pytanie jak podoba im się impreza. Widzę, że Leon jest mocno pijany, krzyczy, że jest zajebiście, a później, że ta blondynka, Shelly jest najlepsza w łóżku pod słońcem. Zabolały mnie te słowa i widok ich razem i to jak się całowali. Nawet nie zauwarzyłam kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Ostatni raz płakałam na lotnisku żegnając się z Leonem, minęło zaledwie pięć miesięcy. Pięć miesięcy związku na odległość, wiedziałam, że prędzej czy później tak to się skończy. Pewnie jutro jak się obudzi w łóżku z tą dziewczyną to się zdziwi, albo przyjmie to normalnie. Jakby mnie kochał tak bardzo jak zapewniał to nie zobaczyłabym go w tej telewizji, co najwyżej rozmawiającego z kimś, ale nie całującego się z inną dziewczyną. Patrzę na swój telefon, odblokowywuję go i wchodzę w wiadomości, odczytuję sms'a, który szatyn wysłał mi dzisiaj rano "Kocham Cię i bardzo za Tobą tęsknię". Boli...

piątek, 19 września 2014

Notka informacyjna ;pp

Moi Drodzy jak sam tytuł wskazuje mam dla Was małą informacje. Moja wena powróciła. Mam kilka pomysłów, które napewno użyję w opowiadaniu. Pod rozdziałem 56 znalazło się dużo komentarzy, za które oczywiście bardzo dziękuję. Większość prosiła aby zrobić coś w stylu pięć lat później, ale tak sobie myślałam przez około dwie lekcje i jak na zawołanie do mojej głowy wpadł pomysł na kartkówce z historii.
To będzie coś  w stylu dalszego ciągu tamtej historii. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

ROZDZIAŁU 57 SPODZIEWAJCIE SIĘ DZISIAJ WIECZOREM ALBO JUTRO <3333

Krótka zapowiedź:

Wracam do Denver nie mogę uwierzyć w to co się wydarzyło. Wiedziałam o jej chorobie, lekarze zapewniali, że rozwija się bardzo wolno i może uda im się jakoś zapobiec, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Pamiętam jak byłam tam jeszcze pod koniec stycznia i wszystko było w pożądku. A teraz ona nie żyje. Nie ma jej z nami. Kobieta, którą traktowałam jak drugą matkę, zmarła. Gdy tyko się o tym dowiedziałam pierwsze co zrobiłam to zarezerwowałam lot. To, że nie jestem z Leonem... 

Tak wiem bardzo mało, ale przynajmniej lepsze to niż nic ^-^ 
Kocham Was bardzooo <333 Dziękuję, że jesteście <33

niedziela, 14 września 2014

ROZDZIAŁ 56 "Wybór"

Powinnam się ciszyć. Powinnam być szczęśliwa, ale nie mogę trudno mi uwierzyć w to, że będzie nas dzieliła tak duża, wielka odległość. Dokładnie kilka minut temu obydwoje dostaliśmy odpowiedzi z uczelni, do których chcemy pójść. Złożyłam papiery tylko do Stanforda, ale Leon zainteresowany był jeszcze Harvardem. Nadal nie podjął decyzji. Siedzi i patrzy raz w jedną kartkę, raz w drugą. Panuje cisza. Nie wiem czy mam coś powiedzieć czy nadal siedzieć cicho. Z jednej strony jestem szczęśliwa, bo dostałam się tam gdzie chciałam, ale Leon dostał się do obydwóch i teraz musi z którejś szkoły zrezygnować. Wiem, że chciałby iść do Harvardu, ale jego rodzice są pewni, że wybierze Uniwersytet Stanforda.
Nagle słyszę płacz dziecka. Kładę dłoń na ramieniu szatyna posyłam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnia wstaję z kanapy i idę w kierunku pokoju chłopczyka. Uchylam delikatnie drzwi i i widzę, że zajęła się nim już Veronica. Uśmiecham się pod nosem i wracam do chłopaka. Siadam obok niego.
- Leon podjąłeś już decyzję?- zapytałam łagodnym głosem.
- Nie mam pojęcia. Chcę iść do Stanforda, aby uszczęśliwić rodziców, ale..
- Misiu ta decyzja musi uszczęśliwić siebie. Nie patrz teraz na to, czy rodzicom spodoba się Twoja decyzja. Nie patrz na odległość jaka mogłaby nas dzielić, bo bez względu na nią i tak będę Cię kochała. Zastanów się nad tym poważnie. Nie będę Ci teraz przeszkadzać, pójdę zrobić coś do jedzenia.Wybór ma należeć do Ciebie.

~*~

Poczułam ręce Leona oplatające mnie w pasie na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam w jego oczy objęłam twarz szatyna i musnęłam jego usta.
- Podjąłeś już wybór?- zapytałam ciekawa nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Tak. Mam nadzieję, że niezależnie od mojego wyboru wszystko będzie okej.- odparł, jeszcze raz pocałował mnie.- Pomóc w czymś?- dopytał po oderwaniu się od siebie. Teraz już nie mam ochoty na jedzenie, tylko na dalsze pocałunki.
- Ttak. Jeszcze tylko talerze daj na stół.- oznajmiłam. Chłopak odsunął się ode mnie i podszedł do odpowiedniej szafki biorąc z niej odpowiednią rzecz. Poszedł z talerzami do jadalni i rozłożył je na stole. Usłyszałam rozmowę rodziców Leona to znaczyło, że idą właśnie coś przekąsić.
Gdy wszystko znajdowało się już na stole usiadłam na swoim miejscu. Nałożyłam sobie porcję jedzenia na talerz. Spojrzałam na Leona, który teraz pewnie myśli jak powiedzieć, że idzie do Harwardu, nie mówił mi o tym, ale widzę to po tym jak się zachowuje jest strasznie rozkojarzony, aż trudno mi uwierzyć. Zazwyczaj zawsze zachowuje spokój. Mimowolnie kopłam go pod stołem. Popatrzył na mnie, a później na swoich rodziców, znowu na mnie, znowu na rodziców.
- Leon szyja Cię boli?- zapytała w końcu rozbawiona kobieta patrząc na to co robi szatyn.
- On ma coś ważnego do powiedzenia.- odparłam za niego.
- Niech zgadnę przysłali wam odpowiedzi z uczelni! Mów Violu dostałaś się?- pytała ciekawa.
- Tak, bardzo się cieszę.- mówię zgodnie  z prawdą.- Tylko szkoda, że to tak daleko, ale nawet jakby co to nie martwcie się będę was próbowała w miarę często odwiedzać.- dopowiedziałam. Veronica posłała mi uśmiech i przeniosła swój wzrok na Leona
- A ty Leon?
- Też się dostałem..
- Będziecie studiować w jednej uczelni i jeszcze tej jednej z najlepszych.- ucieszyła się przerywając tym samym chłopakowi. Leon popatrzył na mnie błagalnym spojrzeniem, któremu nie byłam w stanie nie ulec.
- Veronica, Leon chciał powiedzieć, że on dostał się jeszcze do Harwardu i to tam chce iść.- obydwoje jakby na zawołanie westchnęli zrezygnowani.
- Jesteście źli? Wiem mówiłem wam, że pójdę tam gdzie wy, ale bardzo chciałby zobaczyć jak jest gdzieś indziej. Myślałem nad wszystkim i doszłem do wniosku, że tam mi będzie dobrze.- wyrzucił w końcu z siebie.
- Synu nie mogę Ci mieć za złe tego, że wybrałeś dla siebie coś co według Ciebie będzie lepsze.- mężczyzna posłał mu uśmiech.

~*~

Pożegnania to coś czego nienawidzę, ale niestety takie coś zawsze jest trudne. Trudno mi się rozstać z tymi wszystkimi wspaniałymi osobami, jedyna osoba, która razem ze mną będzie studiować tam gdzie ja jest Fran. Wszyscy się rozjeżdżają, będę tęsknić. Pożegnałam się z przyjaciółmi. Pożegnałam się z Veronicą i małym Ricardo. Jadę na lotnisko razem z Leonem odwozi nas Eryk.
- Leon czy według Ciebie nasz związek przetrwa tą odległość?- zapytałam tak cicho, że ledwo sama siebie usłyszałam. Spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie. Nie chcę się z nim rozstawać. Siedzimy teraz razem, ale świadomość tego, że za kilka godzin ja będę na jednym końcu kontynentu a on na drugim działa na mnie tak jakby ktoś właśnie uderzył mnie z całej siły w brzuch.
- Violu nawet tak nie mów. Musimy spróbować nowego doświadczenia, które albo wzmocni nasz związek, albo go osłabi.- wyjaśnił.- Niezależnie od tych wszystkich kilometrów jakie nas będą dzielić kocham Cię.- wyznał przysunęłam się jeszcze bliżej niego o ile to jest w ogóle możliwe.
- Też Cię kocham i wierzę.

~*~

Jesteśmy już po odprawie i całą trójką czekamy na samoloty. Ja lecę z Fran tym samym, a Leon niestety się z nami rozstaje.
- Pasażerowie lotu Denver - Kalifornia proszeni są do wyjścia numer 5.
Wstaliśmy z miejsca chciałam pokazać Leonowi, że jestem silna i nie będę płakać, ale nie potrafię. Wtuliłam się w niego a łzy po kolei wypływały z moich oczu. Odsunęłam się trochę od niego i spojrzałam w jego zaszkole oczy.
- Już tęsknię.- wyznałam łamliwym głosem.
- Ja też, Violu. Ja też.
- Nie chcę się żegnać.- rzuciłam niezadowolona, wycierając wierzchem dłoni oczy.
- Kochanie przecież są telefony, komputery. Dzięki nowoczesnej technologi będziemy mogli się spokojnie kontaktować.- oznajmił.
- Nie chciałabym wam przerywać, ale Violu musimy już iść.- przypomniała Włoszka. Bez zbędnych ceregieli Verdas mnie pocałował oczywiście oddałam pocałunek, napełniony był on przeróżnymi emocjami, których sama nie jestem w stanie zliczyć. Po oderwaniu się od siebie stykaliśmy się czołami uspokajając swoje przyśpieszone oddechy. Próbowałam wymusić uśmiech, ale na marne mi to szło.
- Kocham Cię- wyznałam.
- Ja Ciebie też.- odpowiedział. Jeszcze raz posmakowałam jego ust, po czym odwróciłam się i poszłam z przyjaciółką do odpowiedniego wejścia. Nie odwracałam się już do chłopaka, bo wiem, że gdyby to zrobiła chciałabym do niego podbiec i rzucić mu się w ramiona.

~*~

Nie płaczę, bo wiem, że on mnie kocha, a ja kocham go. Nasza miłość jest silna i jesteśmy w stanie razem przebrnąć przez to wszystko. Czy możliwe jest to, że tak bardzo za nim tęsknie, że nie mogę usiedzieć na miejscu.
Są różne długie weekendy, święta, wakacje podczas których na pewno się spotkamy. Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. Czy nasza historia zakończy się happy endem, czy wręcz przeciwnie. Nie jestem w stanie tego przewidzieć, ale wierzę w nas i nasz związek.

~*~*~*~*~*~

Na początku nie wiedziałam czy nazwać to epilogiem czy rozdziałem. Jak już zauważyliście postawiłam na rozdział 56 xpp
Wiem któtki, ale to tak jakby epilog :ccc
Jak mi coś wpadnie do głowy nowego to na pewno jeszcze wrócę do tej historii, a jeżeli nie to może zacznę coś nowego xDD
Co będzie teraz? Przerwa dopóki nie wpadnie mi nic do głowy. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Dziękuję wszystkim osobom, które ze mną były od początku i od niedawna <3333 Kocham Was bardzooooo <3333

Kto przeczytał niech wpisze w komentarzu " KONIEC " 


Do następnego :*****

piątek, 12 września 2014

ROZDZIAŁ 55 "Na zawsze"

Już minęła połowa lipca. Te ostatnie miesiące zleciały tak szybko, że wydawało mi się jakby to było kilka dni. Z Leonem jesteśmy razem pomimo małych kłótni, wszystko jest w pożądku. Leżę na łóżku obok mojego ukochanego czy potrzebne mi coś więcej do szczęścia. Ukończyliśmy liceum, obydwoje zdaliśmy maturę.


Grudzień/ Styczeń

Dzisiaj ostatni dzień roku, 31 grudzień. Dokładnie za pięć minut rozpoczniemy Nowy Rok. Siedzimy w rodzinnym gronie oglądając jakiś koncert w telewizji. Leon chciał załatwić bilety na jakiś koncert na żywo, ale ze względu na mój stan to jeszcze zbyt niebezpieczne. Siedzę na kanapie wtulona w mojego chłopaka popijając sobie czerwone wino, kiedy reszta tańczy do jakiejś wolnej muzyki. Po chwili poczułam jak Leon zabiera mi kieliszek z napojem i sam upija łyk. Posyła mi słodki uśmiech, który odwzajemniłam. Musnęłam jego usta, które smakowały winem.
- Ale jestem szczęściarą, że mam Ciebie.- wyszeptałam mu do ucha.
- Ja jestem jeszcze większym szczęściarzem, bo mam Ciebie.- odparł. Poczułam, że się rumienię, ale przyzwyczaiłam się już do rumieńców w odpowiedzi na jego komplementy lub czułe słowa. To działa na mnie pozytywnie. Ponownie go pocałowałam. Miałam ochotę na więcej, ale Leon za bardzo się boi, że coś mi się przez to może stać. Pomimo tego, że jest nadopiekuńczy to kocham go nad życie. Zauważyłam, że wszyscy wychodzą na zewnątrz. Wstałam z kanap ciągnąc za sobą Leona, narzuciłam na siebie kurtkę, podobnie zrobił szatyn. Wyszliśmy do ogrodu gdzie znajdowała się reszta towarzystwa. Nagle wszyscy zaczęli odliczać sekundy, a w międzyczasie Eryk otwierał szampana.
- 3, 2, 1....-  na niebie pojawiły się nagle sztuczne ognie. Dawno nie widziałam fajerwerek. Gdy każdy miał już w kieliszku szampana, oprócz Veronici oczywiście, zaczęliśmy sobie składać życzenia. Leona zostawiłam sobie na ostatek. Powoli do niego podeszłam.
- Szczęśliwego Nowego Roku Misiu!- próbowałam przekrzyczeć hałas wywoływany przez fajerwerki.
- Nawzajem Kochanie!- musnął moje usta. Wtuliłam się w niego i razem oglądaliśmy pokaz sztucznych ogni.

niedziela, 7 września 2014

ROZDZIAŁ 54 "Nie wątp"

*Tydzień później*

Czy jestem szczęśliwy? Z jednej strony stan Violetty jest już stabilny, a z drugiej strony nie wiadomo kiedy się wybudzi z śpiączki. Lekarz mówi, że powinno to nastąpić już niedługo. Jest już przerwa świąteczna, dlatego nie trzeba chodzić do szkoły. Całymi dniami siedzę przy jej łóżku szpitalnym obserwując jej stan. Nie porusza się jedynie klatka piersiowa powoli się podnosi i obniża. Dalej jest podłączona do dużej ilości kabelków, sam nie wiem od czego jest każdy. Obecnie siedzę w sali na krześle obok, na parapecie siedzi Fran, a ok niej Fede z Lu. Przyjaciele odwiedzają ją co dwa dni.
- Leon mówię coś do Ciebie a ty nie słuchasz mnie, zresztą znowu.- wyrwała mnie z rozmyślań Lu. Spojrzałem na nią pytającym spojrzeniem.- Co byś zrobił gdyby Viola się nie wybudziła, albo co gorsza umarła?- zapytała.
- Pewnie zdesperowany podciąłbym sobie żyły, chcąc być z nią, ale nie dopuszczam do siebie myśli o śmierci Violi.- odparłem wymuszając uśmiech.
- Wiesz, że nawet z wymuszonym uśmiechem Ci do twarzy. A tak poza tym co masz zamiar zrobić gdy Viola się obudzi?- zapytała tym razem Fran. Właśnie co ja mógłbym zrobić, muszę wymyślić coś specjalnego.
- Jeżeli wybudziłaby się przed świętami to pewnie zabrałbym ją dl domu, żeby mogła już odpoczywać, ale nie tutaj to miejsce odraża i chyba nikt nie chciałby spędzać tutaj świąt, a później pewnie wziąłbym ją gdzieś, gdzie tylko by chciała, ale teraz bardzo chcę aby się wybudziła.- wyznałem patrząc na moją dziewczynę.
- Widzisz Fede jaki Leon potrafi być romantyczny. Dlaczego Ty tak nie potrafisz?- zaśmiała się Lu. Chłopak popatrzył na mnie, a ja posłałem mu przepraszający uśmiech. Wstałem z siedzenia. Nachyliłem się nad Violettą i pocałowałem czule jej policzek. - Idę po kawę. Chcecie coś?- zapytałem. Oczywiście zamiast jednej kawy muszę kupić dwie dla siebie i Fede, a dziewczyny chciały po batoniku. Wyszłem z sali i udałem się wzdłuż korytarza w prawą stronę. Na końcu znajdowały się trzy automaty. Zobaczyłem, że ktoś tam już jest. Poznaję tą kobietę, podeszłem bliżej nie myliłem się to kobieta z windy. Grzecznie się z nią przywitałem.
- Chłopak z windy? Tylko tym razem z uśmiechem.- zaśmiała się, a z mojej twarzy się schodził uśmiech.- Jak się ma Twoja dziewczyna?- zapytała wciskając jakiś guzik.
- Jej stan jest stabilny, można powiedzieć by, że jest już lepiej. Nie długo święta, spędza je Pani w szpitalu?- spytałem ciekawy. Wrzucając monetę do automatu.
- Nie chłopcze. Jadę na tydzień do córki i wracam tutaj. Niestety albo stety trzeba. A Ty jak zamierzasz spędzić święta?
- Sam nie wiem, jeżeli Violetta moja dziewczyna się nie wybudzi to pewnie będę tutaj przy niej.- odpowiedziałem, ale już odrobinę smutniejszy.- Chcę je spędzić właśnie w jej towarzystwie.
- Jesteś taki kochany. Rodzice są pewnie z Ciebie dumni, a o dziewczynę się nie martw jestem pewna, że niedługo się obudzi. Czekaj cierpliwie.- odparła. Pożegnała się ze mną i odeszła w  całkiem inną stronę. Dokończyłem kupowanie jedzenia i picia w automatach i wróciłem do sali Violetty.
- Leon co tak długo? Już miałem po Ciebie iść.- rzucił Fede od razu przy wejściu. Podałem mu kawę a dziewczynom po batoniku. Z powrotem usiadłem na swoim poprzednim miejscu.- No to powiedz, dlaczego nie było Cię tak długo.
- Zagadałem się z pewną staruszką. Miła kobieta.- stwierdziłem i uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

~*~

czwartek, 4 września 2014

ROZDZIAŁ 53 "Wszystko będzie dobrze"


<<Przeczytaj notatkę pod rozdziałem>>

*Leon*
Czekam od dwóch godzin, dwóch godzin, które wydają się być wiecznością. Co chwilę spoglądam na zegar wiszący na ścianie na przeciwko mnie. Są tutaj wszyscy, wszyscy bliscy. Równe dwie godziny temu zabrano ją na sale operacyjną dalej nic nie wiem. Dlaczego kiedy jest już tak dobrze wszystko się nagle pieprzy, jak domek z kart. Muszę być teraz przy mojej ukochanej i wspierać ją w tych trudnych chwilach. Poczułem jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Podniosłem głowę zobaczyłem mamę podała mi kubek z gorącą kawą z automatu. Wymusiłem na swojej twarzy uśmiech.
- Leon zobaczysz wszystko będzie dobrze.- próbowała mnie pocieszyć, lecz marnie jej to szło.
- To przeze mnie ona tutaj teraz leży nawet nie wiem co jej jest. Jakby wróciła wcześniej do domu to by się nie wydarzyło.- odparłem zły na siebie. Kobieta usiadła na plastikowym krzesełku obok i objęła mnie ramieniem.
- Jakby nie zrobiła tego dzisiaj to zrobiłaby to pewnie jutro. Czaiłaby się na Violettę. Ona chciała ją pewnie tylko nastraszyć, a los chciał, że akurat w tym momencie weszłaś do środka. Wszystko będzie dobrze tylko musisz myśleć pozytywnie.
- Dziękuję.- posłałem jej uśmiech. Trochę mi ulżyło. Nagle z sali wyszła jedna z pielęgniarek szybko wstałem z miejsca i do niej podbiegłem. Szybko szła a ja próbowałem ją dogonić.
- Proszę Pani co z Violettą Castillo? Jestem jej chłopakiem.- zapytałem szybko.
- Obecnie jest operowana. Więcej informacji udzieli Panu lekarz prowadzący po zakończeniu operacji.- odparła. Zatrzymałem się kobieta dalej szybko szła. Wróciłem pod salę i z powrotem usiadłem. Wszyscy popatrzyli na mnie pytającym spojrzeniem. Wytłumaczyłem im
- Muszę coś jeszcze załatwić.- rzuciłem. Wziąłem swoją kurtkę i wybiegiem ze szpitalu. Załatwię to szybko.


~*~


- ... I co kurwa zadowolona z siebie?! Zniszczyłaś życie sobie, mi, a przede wszystkim jej. Czy ty w ogóle używasz rozumu. Nie mogłaś znieść tego, że to ją kocham. Powinnaś się leczyć. Mógłbym tutaj stać i wyzywać cię od głupich szmat, ale daruję sobie tego i wrócę do szpitala gdzie lekarze walczą o życie Violetty. Mam nadzieję, że teraz sobie posiedzisz w więzieniu.- powiedziałem zły, chociaż zły to mało powiedziane byłem wściekły jak cholera.
- Dobrze jej tak.- zaśmiała się. Odwróciłem się na pięcie i odszedłem od niej jak najdalej, aby przypadkiem jej nie uderzyć. Podbiegłem szybko do swojego samochodu i wróciłem do szpitalu. Ta szmata nawet nie wie co zrobiła. Dojazd do szpitala zajął mi kilka minut jechałem jak najszybciej się dało. Będąc na miejscu zaparkowałem pojazd na parkingu i z powrotem wbiegłem do wielkiego budynku.
- Wróciłem. Wiecie coś więcej?- zapytałem rozpinając kurtkę. Spojrzałem na mamę pokręciła głową przecząco. Westchnąłem i zrezygnowany usiadłem na krześle. Schowałem twarz w dłonie, czekałem na nowe wieści.

~*~

Następna godzina, godzina oczekiwania. Nie mogłem usiedzieć na miejscu, dlatego chodziłem w tą i z powrotem. Nie mogę się teraz na niczym skupić. Większość osób musiała już wracać do domu. Nagle z sali wyszedł lekarz prowadzący operację. Zatrzymał się koło mnie i wskazał palcem abym szedł za nim. Posłusznie szedłem za nim do jego gabinetu. Usiadł za biurkiem usiadłem na przeciwko na wygodnym siedzeniu.
- Niech Pan mi powie co się dzieje z moją dziewczyną.- poprosiłem poważnym tonem, chociaż miałem ochotę teraz przytulić się do mojej Violetty.
- Violetta miała dużo szczęścia, wręcz mogę uznać, że jej życie było na pograniczu. Pocisk wystrzelony był z bliska, mało brakowało a trafiłby w wątrobę, wtedy już było by trudniej. Udało nam się wyciągnąć pocisk z bezucha dziewczyny, na szczęście nie uszkodził także kręgosłupa i nie przeszedł na wylot. Pana dziewczyna żyje i powoli będzie wracać do zdrowia. Obecnie znajduje się w śpiączce farmakologicznej. Nie wiem ile może potrwać wybudzenie, ale miejmy nadzieję, że niedługo.- moje oczy momentalnie się zaszkliły.
- Będzie wszystko pamiętała?- zapytałem łamiącym się głosem.
- Nie mam pewności, ale gdy się obudzi to się dowiemy. Proszę się nie martwić jej stan jest już lepszy, nadal nie stabilny, ale lepszy.- odparł.- Wiem, że bardzo Panu zależy na zobaczeniu dziewczyny, ale przykro mi, ale lepiej będzie jutro. Dzisiaj proszę odpocząć.
- Dziękuję doktorze.- rzuciłem i wstałem z miejsca. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się z powrotem pod odpowiednią salę. Wytłumaczyłem wszystko próbując powiedzieć dokładnie jak lekarz.

~*~

Od razu po lekcjach przyjechałem do Violetty. Wiem, że pewnie od jutra nic się nie zmieniło, ale chcę przy niej być. Zapytałem przechodzącą pielęgniarkę czy mogę wejść do szatynki, zgodziła się. Podeszłem do odpowiednich drzwi. Powoli je otworzyłem i weszłem do środka. Widzę ją w bandażu na głowie podłączoną do masy kabelków różnego rodzaju. Momentalnie oczy mi się zaszkliły, to chyba najgorszy widok w moim życiu. Usiadłem na taboreciku koło łóżka wziąłem do rąk jej zimną dłoń, przyłożyłem ją sobie do ust i czule pocałowałem. Jest cała blada i zimna. Jedną z dłoni zacząłem dotykać jej policzka. Z trudnością oddychała. Ten widok przyprawiał mnie o dreszcze, które pojawiały się na moim ciele przypominając sobie sytuacje z wczoraj. W nocy nie mogłem w ogóle spać, bałem się. Lekarz powiedział, że będzie już tylko lepiej, ale mi się zdaje inaczej. Dlaczego ja jestem takim pesymistą? Powinienem myśleć pozytywnie, kiedy ja nie mogę patrzeć na nią w takim okropnym stanie.
- Violu nie wiem czy mnie słyszysz, ale mam nadzieję, że tak. Kocham Cię. Gdy zobaczyłem wtedy Ciebie zakrwawioną, myślałem, że Cię stracę, wtedy straciłbym całe szczęście. Nie chcę aby to wszystko się tak nagle skończyło.- zaszkliły mi się oczy.- To wszystko przeze mnie, to przeze mnie tutaj jesteś. Nie wybaczę sobie tego.- dodałem, a po moim policzku spłynęła pierwsza przeźroczysta łza. Nie chcę jej zostawiać samej. Chodzę do szkoły, bo muszę, ale normalnie to bym siedział tutaj dniami i nocami. Do sali weszła pielęgniarka, podeszła do jej łóżka i zaczęła coś tam zapisywać na kartce. Popatrzyła na mnie i posłała uśmiech.
- Proszę się nie bać. Powróci do zdrowia.- próbowała mnie pocieszyć.
- Łatwo Pani mówić. To nie Pani ukochany tutaj leży.- wyrzuciłem z siebie nie panując nad emocjami.- Przepraszam nie chciałem. Po prostu bardzo ją kocham i boję się.- dopowiedziałem.
- Jest w  stanie śpiączki farmakologicznej proszę do niej mówić, czasami zdarzają się przypadki, że ta osoba wszystko słyszy i pamięta te słowa, ale innymi razy osoba zapomina o tych słowach. Wpieraj ją. Może to ona jest tą szczęściarą, która zapamięta Twoje słowa.- wymusiłem na swojej twarzy uśmiech. Kobieta wyszła, a niedługo po niej do sali wszedł Nico.
- Leon przepraszam, że ta późno, ale mieliśmy mały problem z dotarciem. Jak z nią?- szybko mówił.
- Lekarz mówił, że jej stan się teraz będzie polepszał. Obecnie jest w śpiączce. Nie wiem kiedy się wybudzi. Jak chcesz z nią porozmawiać to mogę na chwilę wyjść. To znaczy ty będziesz do niej mówił, a zresztą za chwilę wracam.- wstałem z miejsca i wyszłem. Na korytarzu było trochę zimniej niż w sali. 

~*~

Siedzę na krześle obok łóżka i powtarzam sobie materiał z lekcji. Mój wzrok co chwilę przenosi się na szatynkę. Trudno mi się uczyć, ale muszę przynajmniej coś wiedzieć, zależy mi na wyjeździe do.. No właśnie to jest już gorsza sprawa. Rodzice chcą abym poszedł na studia do Uniwersytetu Stanforda, a Ja sam dostałem jeszcze propozycje od dwóch innych. Nie mówiłem jeszcze o tym rodzicom, właśnie w tej sprawie chodzę do dyrektora, on pomaga mi się zdecydować. On sam uczęszczał do Harvardu i proponuje mi właśnie tę szkołę. Naprawdę chciałbym powiedzieć rodzicom, że jeszcze nie wiem gdzie chcę studiować, ale nie chcę ich zawieść. Wybór jest trudny, nawet bardzo. Jeszcze mam trochę czasu. Myślę, że swoim wyborem nikomu nie zaszkodzę. Znowu swój wzrok przeniosłem na Violettę, ona mi nie mówiła gdzie idzie na studia. Chciałbym być blisko niej. Odłożyłem książkę i usiadłem obok dziewczyny na jej łóżku, nachyliłem się i uważając na wszystkie kabelki podłączone do niej pocałowałem w czoło. 
- Violu proszę wracaj szybko do zdrowia. Brakuje mi Ciebie.- wyznałem. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Leonie przepraszam, ale jest już późno i musisz wracać do domu.- oznajmiła i wyszła. Zrezygnowany wstałem z jej łóżka schowałem książki do plecaka. Ubrałem swoja kurtkę, gotowy do wyjścia popatrzyłem jeszcze raz na Violę.
- Wrócę jutro.- rzuciłem. Pocałowałem jej dłoń i powoli wyszedłem z sali, aby po chwili opuścić szpital.

~*~



Tak jak obiecywałem Violi dzisiaj wróciłem do niej, jakoś tak w lepszym humorze. Pewnym krokiem weszłem do środka kierując się ku windzie. Wcisnąłem odpowiedni przycisk z liczbą. W ruchomym pomieszczeniu znajdowała się jakaś starsza kobieta, która strasznie mi się przyglądała. Chyba była jedną z pacjentek, bo miała taki chrakterystyczny strój. Nagle winda się zatrzymała. Mama nadzieję, że na krótko. Stałem tak w milczeniu czując na sobie wzrok kobiety. 
- Przypominasz mi mojego wnuka.- stwierdziła po jakimś czasie, popatrzyłem na nią i posłałem uśmiech.- Zmarł razem z kolegami bawili się pistoletem i przez przypadek jeden z nich strzelił do niego. Śmierć na miejscu. 
- Przykro mi. Moja dziewczyna także została zastrzelona, ale jej stan się polepsza. Przynajmniej tak mówi lekarz.- odparłem. 
- Wczoraj późnym wieczorem jednej bodajże dziewczynie coś się stało. Słyszałam od jednej z pielęgniarek. Jej stan jest ciężki.- powiedziała. Ta winda mogłaby się już ruszyć. Oparłem się o ścianę obok. Popatrzyłem na zegarek, który znajdował się na mojej ręce, każda minuta dla mnie się liczy. 
Po kilku minutach w końcu ruszyliśmy. Drzwi ledwo się rozsunęły a ja już wybiegłem z pomieszczenia. Skierowałem się w stronę odpowiedniej sali. Wszedłem do środka a tam pustki. Przeklnęłem pod nosem. Wyszedłem znowu na korytarz. 
- Szukasz Violetty?- zapytała znana mi kobieta z uśmiechem.- Przewieziono ją do innej sali, ale niestety nie można tam wchodzić. Piętro wyżej sala 365.- podziękowałem i szybko poszłem pod odpowiednie pomieszczenie zobaczyłem ją zza szklanej szyby. Możliwe, że ta kobieta z windy mówiła właśnie o mojej Violettcie. Tak bardzo chciałem wejść do środka, ale nie mogłem. 
- Niedługo po Twoim wyjściu dostała drgawek, ona wyczuła Twoją obecność i gdy poszłeś zostawiając ją samą zatęskniła za Tobą. Teraz musi poleżeć tydzień w tej sali oczywiście jeżeli nic się nie pogorszy, a później przewieziemy ją do zwykłej, w której będziesz mógł ją odwiedzić. Wszystko oczywiście zależy od tego czy polepszy jej się, ale nie wątp. - oznajmił doktor , który przed chwilą pojawił się obok mnie. 
- Ona z tego wyjdzie?- zapytałem przejęty ciągle patrząc na leżącą dziewczynę. 
- Tak, tak, raczej tak. Leon nie martw się, musisz mieć nadzieję, że wszystko będzie się teraz polepszać.- odpowiedział. Przeniosłem swój wzrok na niego i uśmiechnąłem się.- Najgorsze w tej całej sytuacji jest to, że dostała z bliska, jakby odległość była większa teraz pewnie leżałaby, ale przytomna.- dodał.- Leon musisz być silny, nie załamuj się.- pocieszył mnie. Poklepał mnie po ramieniu i poszedł w dalszym kierunku. Przyłożyłem głowę do szyby i przymknąłem na chwilę oczy. Zły postanowiłem wrócić do domu, bo i tak nie zobaczę się z moją dziewczyną. Tak bardzo chcę aby ona wróciła do zdrowia, ale choćbym jak chciał nic nie potrafię zrobić. Trudno mi pogodzić się z tym wszystkim  co jej się stało. 

~*~

- Leon byłeś u Violetty? Co z nią?- wypytywała mnie mama od razu po wejściu do domu. Ściągnąłem swoją kurtkę i ją odwiesiłem, buty rzuciłem gdzieś w kąt. Spojrzałem na mamę i ją przytuliłem tego teraz potrzebowałem. 
- Nie jest lepiej przewieziono ją do innej sali. Lekarz mówił, że teraz może być tylko lepiej, chciałbym w to wierzyć, ale mi trudno.- wyznałem.- A jak z Twoim samopoczuciem?- zapytałem tym samym zmieniając temat. Odsunąłem się od niej.
- Wiesz dzisiaj dobrze.- odparła z uśmiechem.- Cieszysz się, ze będziesz miał rodzeństwo?
- Bardzo, pomimo tego, że to nie będzie moje bilogiczne rodzeństwo to się cieszę, ale bardzo martwię się o Violkę. Boję się, że nie wyjdzie z tego i zostawi mnie samego ten tydzień ma być decydującym.- wyjaśniłem.
- Synku będzie dobrze, myśl pozytywanie.- przytuliła mnie jeszcze raz.- Chodź coś zjeść musisz być głodny po tym całym dniu. Zobaczysz wszystko się ułoży.
- Mam taką nadzieję.- stwierdziłem.

~*~

Podbiegłem do jej ciała, położyłem sobie na kolanach. Cały materiał podkoszulka w szybkim tępie zmienił swoją barwę na czerwoną. 
- Violetta powiedz coś. Otwórz oczy. Nie zostawiaj mnie. Potrzebuję Ciebie. Kocham Cię.- mówiąc to z oczu popłynęło mi kilka łez. 
- Kocham Cię.- lekko otworzyła oczy i wyznała ledwo mówiąc. Szybko wyciągnąłem z torebki dziewczyny komórkę i zadzwoniłem po pogotowie. To nie mogło się stać, nadal nie mogę uwierzyć w to co się tutaj stało dosłownie minutę temu. 
Nim się spostrzegłem ratownicy zabrali jej ciało na nosze, bardzo chciałem z nią jechać, ale mi nie pozwolili. Czułem się jakby cały Świat, który niedawno nabrał tylu barw w jednej chwili je stracił. 

Kolejny raz śni mi się to samo, to już piąta noc od tego feralnego zdarzenia. Było ciemno, ale teraz jest zima, więc większość dnia to będzie noc. Przeniosłem się do pozycji siedzącej i powoli udałem się do łazienki. Mało co nie zabijając się po drodze. W pomieszczeniu stanąłem przed lustrem opierając się rakami o umywalkę. Spojrzałem w lustro. Widzę kogoś kto próbuje być silny, ale mu to nie wychodzi. Rozczochrane włosy, podkrążone oczy, nie mam na nic ochoty. Pociąć sobie żyły? Jeszcze tak zdesperowany nie jestem. Minęło pięć dni od tamtego zdradzenia, prawie nic się nie zmieniło. Lekarz powiadomił mnie tylko o tym, że chyba już jej się nie pogorszy, dlatego też przewiozą ją do poprzedniej sali. Wczoraj byłem razem z przyjaciółmi, niestety jeszcze nie można do niej wejść. Bardzo chciałbym dotknąć jej, choćby na chwilę. Takie mam teraz marzenie.
Przemyłem oczy kilka razy, myśląc, że mi to w czymś pomoże. Nie pomogło, ale warto było spróbować.Tak w ogóle to która godzina. Sam nie wiem. Postanowiłem wrócić do pokoju. Położyłem się na swoim łóżku. Próbowałem zasnąć, ale bez większego powodzenia. Wpatrywałem się bezczynie w sufit. Nadal myślałem nad tym wszystkim co się wydarzyło pięć dni
~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~

Tak oto prezentuje się rozdział 53 xp
Przeparaszam Was bardzo za to, że tak późno. Musiałam wszytsko uporządkować i w ogóle, ale teraz jest już mniej więcej okej :pp

Następny może w sobotę jak się wyrobię z tym wszsytkim xp
Rozdział nuuuudny jak cholera, coż opowiadanie powoli dobiega końca. 

Rozdziały będą pojawiały się jeden raz w tygodniu, bo rozumiecie, że jest szkoła, a zależy mi na dobrych ocenach!!!!! 

Dzisiaj nie ma żadnego szantażu, ale zależy mi na waszej opinii <333
Bardzo dziękuję za to, że poświęcacie swój czas, na dodanie nawet krótkiego komentarza :D
Do następnego :*