sobota, 21 marca 2015

One Shot ''Każdy człowiek się zmienia. Raz na lepsze, a raz na gorsze...'' ~ Patricia i Weronika

[Shot zawiera fragmenty +18] 


''Każdy człowiek się zmienia. Raz na lepsze, a raz na gorsze...''~ Leonetta

        Budzę się cała zalana łzami. Leon znowu osądził mnie o zdradę. Tłumaczyłam mu, że byłam u mamy w firmie, ale on nie chciał mnie słuchać, ani wierzyć. Zamachnął się i uderzył mnie, aż upadłam. Popatrzył na mnie z pogardą, a chwilę później wyszedł, do tej pory nie wrócił. Pamiętam jak jeszcze niedawno był troskliwy, czuły, ale od kiedy zaczął zadawać się z innym towarzystwem zmienił się na gorsze. Moja samotność nie trwała zbyt długo, wrócił.
- Gdzie do jasnej cholery jesteś?!
- W pokoju - powiedziałam drżącym głosem
- Zejdź na dół, musimy pogadać! Natychmiast!
- T-tylko się p-przebior-rę. Daj-j mi-i t-trzy m-minut-ty.
- Teraz!- wrzasnął jak najgłośniej, a ja aż podskoczyłam, ale od razu zeszłam do salonu
- Wyjeżdżam na zawody motocyklowe, a ty będziesz tutaj siedzieć z Francescą. Jeżeli dowiem się, że spotkałaś się z jakimś fagasem to nie ręczę za siebie! Rozumiesz?

- T-tak- szepnęłam niepewnie
- Powtórz suko!
- Tak!- krzyknęłam, po czym spuściłam głowę na dół
- Samolot mam jutro, a dzisiaj wieczorem się zabawimy. I nie słyszę sprzeciwów, bo wtedy źle to się skończy dla Ciebie, a teraz jazda do kuchni robić obiad! Już!
    Chwiejnym krokiem go wyminęłam. Boję się wieczora Dzisiaj wieczorem się zabawimy. Mam wrażenie, że jeśli nie będę chciała się z nim kochać to mnie zgwałci. Zajdę w ciążę, a później poronię, ponieważ mnie ZNOWU pobije. Usłyszałam trzask drzwi frontowych Wyszedł. Może chociaż chwilę będę miała spokój. Niestety po jakiś 30 minutach wrócił, a zdziwiło mnie to, że ani nie był pijany, ani nie był zjarany. Podczas robienia jedzenia poczułam dziwne ukłucie w podbrzuszu. Zaczęłam osuwać się po szafce, a ten nawet nie drgnął. Na całe szczęście ból po chwili minął, ale ja nadal ledwo kontaktowałam. Usiadłam na krześle Czy mogę być w ciąży? Fakt, ostatnio do stosunku między nami doszło trzy tygodnie temu, a miesiączkę miałam około dwóch miesięcy temu. Długo się nad tym nie zastanawiałam i poszłam do apteki, po test. Wcześniej powiedziałam, że wychodzę, aby kupić coś na ból głowy. Po niecałych trzydziestu minutach byłam w domu. Zrobiłam test, a wynik był POZYTYWNY. Po moich policzkach zaczęło spływać pełno łez Ja nie dam rady, on mnie zabije za to!
-Violetta! Co ty do cholery robisz tak długo w tej łazience?! - Zapytał zły i uderzył w drzwi pięścią.
-N-nic, już wychodzę! - Odkrzyknęłam. Szybko się ogarnęłam i wyszłam. Ten spojrzał na mnie zimnym wzrokiem i wszedł do toalety. Miszę ochłonąć... Wiem, że ryzykuję życiem dziecka, ponieważ jak wrócę może mnie znowu pobić, ale może bez niego będzie lepiej... León nie może się dowiedzieć. Muszę je usunąć, zanim się w ogóle zorientuje. Chyba że prędzej przez niego poronię. Nim się obejrzałam, dotarłam do parku. Usiadłam w ulubionym miejscu i zaczęłam rozmyślać. Spojrzałam na wyryte na białej ławce inicjały. L+V=♥F (León i Violetta = Miłość na zawsze). To właśnie tutaj wyznaliśmy sobie uczucia. To tutaj przeżyliśmy swój pierwszy pocałunek i to tutaj spędzaliśmy najwspanialsze chwile. Potem się zmienił... Oni go zmienili.
      Nie wiem ile tak przesiedziałam, ale się zciemniło, więc postanowiłam wrócić. Gdy byłam pod domem, zawahałam się. A co jak on już wie? On zabije to dziecko, a mi coś zrobi. Boję się go... Gdy o tym pomyślałam, znów zalałam się łzami. Dobra, trzeba wziąć się w garść. Na trzy weszłam do środka. Poczułam ładny zapach pochodzący z kuchni. Dziwne, on nigdy nie gotuje... Powoli, chwiejnym ze strachu krokiem, udałam się do kuchni. Zobaczyłam tam Leóna... gotującego. Gdy mnie zobaczył, powiedział... troskliwie? :
-O! Kochanie, wróciłaś już. Martwiłem się. - Podszedł do mnie i mnie przytulił. Ostrożnie oddałam uścisk. - Usiądź, ja zaraz podam jedzenie. - Powiedział, odsuwając się ode mnie. Zrobiłam to, co kazał, a chwilę później miałam przed sobą talerz ze spaghetti. Stół był ładnie przystrojony. Biały obrus, a na nim dwie czerwone świeczki i bukiecik czerwonych róż. Wokół leżało jeszcze swobodnie porozrzucanych tego pięknego kwiatu.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Spytał.  Na początku nie skojarzyłam o co mu chodzi, ale po chwili się domyśliłam. Spojrzałam na niego swoimi zaszklonymi oczami, ze strachem. On chciał złapać moją rękę leżącą na stole, ale szybko ją zabrałam. Boję się go, nie ufam mu już od dawna... - Nie bój się mnie, zaufaj mi. Nic ci już nigdy nie zrobię. Zrozumiałem swoje błędy. Wiem że dużo żądam, sam bym sobie nie umiał tyle wybaczyć, ale ja cię kocham. - Powiedział bliski płaczu. Wstał i podszedł do mnie. Mimowolnie drgnęłam. On przytulił mnie od tyłu i pogłaskał po brzuchu. - Wychowamy je razem. Nasz malutki skarb. - Szeptał mi na ucho, co mnie lekko łaskotało. On nie mógł się tak szybko zmienić... Chociaż, jego towarzystwo też go szybko zmieniło. Nie... Zacisnęłam mocno powieki, pokręciłam głową i wyrwałam się z jego uścisku. Pobiegłam do toalety i zamknęłam się na klucz. Muszę to wszystko przemyśleć...
       Siedziałam tam do rana. León próbował jeszcze jakoś mnie przekonać abym wyszła, jednak bez skutku. Nad ranem, gdy jeszcze spał, wyszłam po cichu z toalety i udałam się do salonu. Przez noc zastanowiłam się nad tym wszystkim... Wyjęłam z szuflady kartkę i długopis, po czym napisałam list informujący o moich "planach".


~León~
         Kiedy zobaczyłem ten test na szafce zamarłem, dopiero wtedy coś we mnie pękło. Jak mogłem być takim idiotą i skrzywdzić swoją kruszynkę. Przez Alexa, Tomasa, Gery, Larę bardzo się zmieniłem co było błędem. Najpierw muszę iść do nich, ale co ja im powiem, na pewno nie to ''Siema, muszę odejść z paczki, macie na mnie zły wpływ, a moja żona jest w ciąży.'' Najwyżej załatwię to jutro, bo teraz mam ważniejsze sprawy na głowie na przykład Violetta, która zamknęła się wczoraj wieczorem w łazience. Poszedłem do niej, ale pomieszczenie było puste, tak samo sypialnia. Gdzie ona jest? Na łóżku zobaczyłem kartkę. Jak najszybciej zacząłem ją czytać.
Drogi Leonie!
Doszłam do wniosku, że to nie ma sensu,
nie chodzi mi o nasz związek, ale o życie,
życie moje i dziecka, naszego dziecka.
Kiedyś poznałeś nowych ''przyjaciół'' to zmieniłeś się,
mimo tego, że mnie biłeś, katowałeś to ja cały czas przy Tobie byłam.
Wierzyłam, że wróci stary, troskliwy Leoś, którym kiedyś byłeś.
Musiałam zajść, aż w ciążę, abyś zrozumiał. Wiedz, że mimo
wszystko to Cię kocham, ale odchodzę, tak będzie najlepiej.
Żegnaj, Violetta...
       
        Cholera jasna! Jaki ja byłem głupi, żeby ją tak krzywdzić. Muszę ją jak najszybciej znaleźć, bo inaczej zrobi coś bardzo głupiego. Do matki nie mogła iść, bo wie, że tam będę ją szukał, z Fran mam kontakt tylko ja, reszta osób rozjeździła się po świecie. Trudno. Idę jej szukać po okolicy, może jeszcze nie jest za późno. Wyszedłem z domu, po czym skierowałem się do parku, na NASZĄ ławkę. Była tam tylko jej torebka, przestraszyłem się, że jest już za późno. Najdziwniejsze było to, że w środku nie było ani telefonu, ani portfela. Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że ktoś mógł ją okraść... W końcu torebka leży na ławce, łatwo ją znaleźć. Chyba że... Nie, to nie może być prawda! Jeżeli ktoś ją porwał i ją skrzywdzi, nie wiem co wtedy ze sobą zrobię. Przecież ty także ją krzywdziłeś, biłeś, katowałeś, gwałciłeś... Głupie sumienie! Tak, wiem jak bardzo ją skrzywdziłem. Ale dotarło to do mnie dopiero wczoraj, gdy było już za późno.
       Czym prędzej skierowałem się w stronę posterunku policji, gdzie zgłosiłem jej zaginięcie. Na początku powiedzieli, że trzeba odczekać co najmniej 24 godziny, ale gdy im powiedziałem o tych wszystkich faktach, zgodzili się, gdyż mogło to być porwanie. Ja też ją cały dzień szukam. Byłem już praktycznie wszędzie. Dochodzi już 22.00 a mojej kruszynki nie ma...
~Violetta~
           Po tym jak wyszłam z domu skierowałam się do parku, a dokładniej na ławkę, moją i Leóna. Chciałam jeszcze poprzypominać sobie nasze wspólne chwile. Te za czasów, gdy León był jeszcze moim kochanym, troskliwym rycerzykiem. Siedziałam tam około godziny. Wylałam w tym czasie niezliczoną ilość łez. W końcu było tak cudownie... Dopóki nie zaczęło się to piekło. Wszystko co dobre, w końcu się kończy. Trzeba się zbierać. Mój czas na tym świecie dobiegł końca. Szkoda mi tego skarbu w moim brzuchu, ale cóż... Może tak właśnie ma być. Gdy wstałam  z ławki, już miałam iść w stronę mostu, gdy poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Kiedy byłam tak ogłuszona, napastnik przyłożył mi do ust jakąś szmatę. Po chwili już nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
        Obudziłam się w jakiejś starej szopie. Zaczęłam się cała trząść z zimna oraz strachu. Nagle ''drzwi'' się otworzyły, a ja ujrzałam nowego kumpla mojego męża, Tomasa. Przeraziłam się, wtedy dotarło do mnie w jakim jestem niebezpieczeństwo, ja i moje dziecko. Ono nie może umrzeć, wtedy ja, a raczej Leon nie wybaczyłby sobie.
- O, śpiąca królewna się obudziła. Mam nadzieję, że się wyspałaś, bo dzisiaj w nocy na pewno nie uśniesz, mała.
- Z-zost-taw mnie, proszę-ę,- załkałam, chociaż wiedziałam, że to nic nie da, a może jednak.
- Co to to nie skarbeńku. Od dzisiaj jesteś moja. Codziennie będziemy się ostro zabawiać.
- Nie, nie, nie możesz. Myślałam, że Leon to Twój kumpel czy przyjaciel.
- Był, kotku, był. Z resztą nie będę Ci się tłumaczył. A teraz żryj, musisz mieć siły na naszą gorącą noc.- uśmiechnął się, po czym wyszedł wcześniej zostawiając mi bułkę z masłem i serem oraz butelkę wody niegazowanej
        Po skończonym ''posiłku'' z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam zdjęcie, na którym byliśmy my jako nastolatkowie. Leon był opiekuńczy, kochany, tęsknie za tymi czasami. Od pory jego zmiany zawsze je noszę z nadzieją, że kiedyś się zmieni. Trzeba było mojej ciąży, aby się zmienił. Lepsze to niż nic. Zaczęłam wspominać swój pierwszy pocałunek z Leosiem. Było to na obozie zapoznawczym w pierwszej klasie liceum. Graliśmy w siatkówkę dwa na dwa. Upadłam na Leona pocałował mnie. Nie ważne, że byliśmy cali w piachu i, że dostaliśmy trzy razy piłką, aby się od siebie oderwać. Mimo iż nie było to zbytnio romantyczne, to ważne, że z nim. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się. Tak mi brakuje tego starego Leosia... Teraz, niby jest nim z powrotem, ale jakoś nie chce mi się wierzyć. Boję się, strasznie się boję... Zrozumiałam, że nie warto kończyć żywota, choćby dla tej małej osóbki, która właśnie znajduje się w moim brzuchu.


~León~
       Z samego rana wznowiłem poszukiwania. Na sam początek zastanowiłem się, gdzie jeszcze mnie nie było. W sumie, nie było mnie jeszcze na torze motocyklowym. Tam na pewno jej nie ma, znajdują się tam tylko moi znajomi, ale warto spróbować, może się czegoś dowiem. Gdy tylko tam dotarłem, zapytałem jedną z osób, Z którymi się zadaję.
-Siema, nie wiesz może, gdzie się podziała moja żona?
-Victoria?
-Violetta. - Poprawiłem go.
-Nie... Stary, przecież ja ją może raz, czy dwa razy na oczy widziałem. - Odparł Matt.
-Tak właściwie, to na co ci ona? - Wtrąciła się Lara. - Przecież ze mną nie raz o wiele lepiej się zabawiałeś. Sam tak mówiłeś... - Powiedziała. Tak, zdradzałem Violettę. Ale teraz cholernie tego żałuję! Jak wiele innych krzywd które jej wyrządziłem.
-Gdzie Tomas? - Zmieniłem temat.
-Nie wiemy. Od wczoraj go nie widzieliśmy. - Od wczoraj?
-A dokładniej? - Zapytałem podejrzliwie.
-Wyszedł coś koło 8.00. - To by się zgadzało. Pożegnałem się i od razu ruszyłem na posterunek Policji, gdzie opowiedziałem o nowych faktach. Stwierdzili, że jest to bardzo przydatna informacja, ale nie mogą od tak założyć że to Tomas, potrzebują lepszych dowodów. Zrezygnowany opuściłem gabinet i ruszyłem do parku. Usiadłem na jednej z ławek. To właśnie tu wyznałem Violi uczucia... Napis wyryty na białej ławeczce oddawał naszą miłość. Nigdy nie przestałem jej kichać, ale stało się coś, co przyćmiło nasze uczucia... Właściwie to moje, bo Viola, nieważne ile jej krzywd wyrządziłem, nigdy mnie nie opuściła. Może się bała... Lub miała nadzieje, że znów stanę się taki jak dawniej. Później ruszyłem do domu. Nie miałem co ze sobą zrobić, więc wyjąłem stare albumy i zacząłem je przeglądać. Na wszystkich byliśmy młodzi i tacy... szczęśliwi, zakochani po uszy.


~Violetta~
Wieczorem usłyszałam ponownie otwieranie drzwi. Ponieważ wcześniej spałam, byłam trochę nieprzytomna. Spojrzałam swym zaspanym wzrokiem w stronę z której przyszedł przybysz. Tomas podszedł do mnie i powiedział:
-O, wstała królewna. - Nawet gdy León mnie bił, nie bałam się tak jak teraz. Byłam zupełnie unieruchomiona, przez sznur uwiązany na moich nogach i nadgarstkach. Mężczyzna podszedł do mnie, przykucnął i wpił w moje usta. Nie oddałam jego obrzydliwego pocałunku, za co dostałam grubym paskiem, który miał przy sobie. Z moich oczu płynęły strumieniami łzy. Miejsce w które mnie uderzył strasznie piekło.
-Jeszcze nie zmiękłaś? To inaczej się pobawimy. - Rozwiązał moje nogi, a nadgarstki, które dotąd były związane z przodu, przewiązał z tyłu. Powoli zdjął ze mnie bluzkę i zaczął mnie macać. Jeszcze mocniej się rozpłakałam. Próbowałam się bronić, opierać, ale za każdym razem dostawałam coraz mocniejsze uderzenia paskiem. Wreszcie się poddałam. Zjechał niżej, ściągając moje spodnie. Znów próbowałam się bronić, ale uderzył mnie jeszcze mocniej i w nieco czulsze miejsce, a mianowicie brzuch. Upadłam na kolana, jęknęłam z bólu i zwinęłam się w kłębek. Z mojej pochwy zaczęła się sączyć krew. Od razu zrozumiałam, co się stało. Poroniłam... Moje dziecko nie żyje... O ile to możliwe, z moich oczu zaczęło płynąć jeszcze więcej łez. - Wstawaj suko! - Krzyknął do mnie i postawił mnie na siłę na nogi. Chwiejnie, ledwo stałam, a on zaczął kontynuować. Nie opierałam się już, ponieważ nie byłam w stanie. Zaczął dotykać mnie po udach, w górę, aż po moją zakrwawioną bieliznę. Ściągnął ze mnie stanik i zaczął macać moje piersi. Zadowolony, że już mu się nie opieram, zaczął je lizać. Ugryzł mnie mocno w sutek, aż jęknęłam. Zaciągnął ze mnie majteczki i już miał się dobierać do mojej przyjaciółki, ale mu się znów oparłam. Dostałam za to w twarz, po czym wznowił swoje działania. Włożył we mnie dwa palce i zaczął się we mnie intensywnie poruszać. Krzyknęłam z obrzydzenia, ale on to najwyraźniej inaczej zinterpretował. Wyjął swoje palce i wepchnął mi je do buzi, każąc ssać.
-Widzisz? Nie jest tak źle, prawda? - Szeptał mi na ucho. Zdjął z siebie koszulę i spodnie, zostając tym samym w samych bokserkach. Kazał mi je zdjąć. Zrobiłam to co mi kazał, ale następnego rozkazu nie spełniłam, za co ponownie mnie uderzył. Zrezygnowałam i powoli zaczęłam się zbliżać.
-No dalej! Zrób to. - Mówił przez zaciśniętą szczękę. Podeszłam, a następnie on podciął mi nogi, przez co upadłam na kolana.
-Wiesz co masz robić. - Powiedział i wepchnął mi do rąk swoje przyrodzenie. Wiedząc, co mnie spotka gdy nie wypełnię jego rozkazu, zaczęłam go macać. Następnie wepchnął mi go do swojej buzi. Jęknął.
-No dalej mała. - Z wielkim obrzydzeniem zrobiłam mu loda. Gdy poczułam, że się we mnie spuszcza, wyplułam słoną maź na podłogę. - Teraz to zlizuj szmato! - Rozkazał i rzucił mnie na podłogę. Zrobiłam co mi kazał. Odwrócił mnie w swoją stronę i mocno wszedł. Poruszał się we mnie ostro i boleśnie. Gdy skończył, ubrał się i, wychodząc zabrał moje ubranie. Zostałam bez niczego, nawet bielizny...


~León~
          Minął już tydzień od zaginięcia Violetty... Coraz bardziej boję się, że już nigdy jej nie zobaczę. Leniwie zwlokłem się z łóżka i udałem do toalety, gdzie wykonałem wszystkie poranne czynności. Po skończeniu, zjadłem szybkie śniadanie i poszedłem na tor. Poddałem się już w poszukiwaniach, teraz wszystkie smutki przelewam na jeździe. Violetta zniknęła, a wraz z nią, Tomas...
          Po dwóch godzinach jazdy zrobiłem sobie krótką przerwę. Gdy jadłem kanapkę, usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz smartphon'u, zdziwiłem się, ponieważ ujrzałem numer prywatny.
-Halo? - Spytałem.
-Pan León Verdas? - Usłyszałem poważny głos w słuchawce.
-Tak, słucham?
-Sierżant Marco Ponte de León. Znaleźliśmy trop prowadzący do starej szopy na obrzeżach miasta, najprawdopodobniej to właśnie tam znajduje się Pani Violetta Verdas. Właśnie wysłaliśmy tam wozy policyjne, ja sam zaraz tam ruszam, Dzwonię tylko aby poinformować Pana o nowych informacjach.
-Dobrze, dziękuję Panu. - Powiedziałem, rozłączyłem się i wsiadłem na motor. Ruszyłem we wskazane wcześniej miejsce. Czemu ja wcześniej o tym nie pomyślałem! Wiem gdzie to jest, ponieważ kiedyś tam byłem z Tomasem... Jeżeli zrobił coś mojemu skarbowi, to gorzko tego pożałuje. Szybko dojechałem na miejsce. Schowałem się za drzewem, aby Tomas, który rozmawiał przez telefon mnie nie zobaczył. Okazało się, że jedzie do domu, aby spotkać się z Larą. Jak był już w bezpiecznej odległości podszedłem do drzwi Zamknięte. Kopnąłem je, a parę desek odpadło. Zobaczyłem Violettę, która popatrzyła na mnie ze strachem w oczach.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię.
- Odejdź, na pewno jesteś w zmowie z...nim.- załkała odsuwając się jeszcze bardziej ode mnie
- Nie, nie jestem. Przyjechałem, aby Cię stąd zabrać. Cały ten czas martwiłem się o Ciebie.
      Podszedłem do niej po drodze ściągając z siebie bluzę, którą założyłem na jej barki. Opatuliła się nią jeszcze bardziej, a ja zadzwoniłem na policje, aby tutaj przyjechali. Przyjechali po czterdziestu minutach, ja w tym czasie modliłem się, żeby Heredia nie wrócił co się spełniło. Oboje wsiedliśmy do radiowozu Marco, z którym się trochę zakumplowałem. Violetta trochę się opierała, ale w końcu wsiadła. Przed nami trzydzieści, a może nawet więcej. Czas z nią trochę porozmawiać.
- Violu wszystko dobrze? Nic Ci złego nie zrobił? Co z dzieckiem? Martwię się o Ciebie i to bardzo.
- L-l-leon. Dziec-cka, nie m-ma. On mnie-e pob-bił.
- Zabiję go. Spokojnie, przy mnie jesteś bezpieczna.- powiedziałem, a ona popatrzyła na mnie ze strachem wymalowanym na twarzy, lecz mieszanym ze zdziwieniem No tak, człowiek nie zmienia się z dnia na dzień!
- Skąd u Ciebie ta zmiana?
- Kiedy znalazłem ten test ciążowy to coś we mnie pękło. Poczułem, że nie powinienem się tak zachowywać. Chciałem naprawić swoje błędy. Po połowie zrozumiałem, że jest za późno, ale postanowiłem nie poddawać się.
- Muszę to przemyśleć, daj mi czas. Dobrze?
      Nic nie odpowiedziałem tylko przytaknąłem głową. Dam jej tyle czasu ile będzie chciała. Rozumiem, że nie będzie jej mnie zaufać od tak, ale wierzę w nią, ponieważ ją kocham. Resztę drogi przebyliśmy w ciszy posyłając sobie spojrzenia Nawet nie wiem co wyrażały.
2 miesiące później
~Violetta~
W ciągu tych dwóch miesięcy León bardzo się zmienił... Ponownie, tym razem jednak powróciło jego pierwotne wcielenie. Opuścił dotychczasowe towarzystwo, nie zdradza mnie, jest miły, uprzejmy... Po prostu - wrócił mój dawny Leoś. Na początku było mi bardzo ciężko. Nie wierzyłam mu, właściwie to nikomu nie ufałam... Uczęszczałam na terapie do psychologa, na początku indywidualnie, później z Leónem. Z powrotem mu zaufałam, mogę cieszyć się z życia i normalnie funkcjonować. Postanowiliśmy z moim mężem, że postaramy się o drugie dziecko. Tym razem tak specjalnie... Nasza prośba do Boga się spełniła. Byłam dziś u ginekologa i oficjalnie jestem w 4 tygodniu ciąży! Bardzo się z tego cieszę. Teraz wiem, że León także chce tego dziecka, wtedy zaś byłam w strasznej niepewności. Wiedziałam po prostu, że tamten León nie przyjmie tego dziecka.
8 miesięcy później
~León~
          Właśnie siedzę z moją żoną w szpitalu... Tak, w szpitalu, ponieważ za kilka dobrych godzin zostanę oficjalnie ojcem! Tak bardzo się cieszę. Jednakże to nie zmienia faktu, że strasznie się boją o nią i o dziecko. Kocham Vilu, i zdążyłem także pokochać tego małego skarbu, który dotychczas mieszkał w mojej żonie. Nie wybaczę sobie, jeżeli coś im się stanie. Spojrzeliśmy sobie w oczy, ścisnąłem mocniej jej rękę trzymaną w mym uścisku, po czym się zaczęło... Gdy zobaczyłem ból ukochanej, przestałem kontaktować i zemdlałem.
2 lata później
~Violetta~
           Nasz synek kończy dziś dwa latka. Nazwaliśmy go Jorge. Jest taki podobny do tatusia... Ma takie same oczy, mieniące się w świetle słonecznym niczym dwa szmaragdy, te same dołeczki gdy się uśmiecha, ten sam charakterek... Po mnie odziedziczył kształt twarzy, usta i naturalnie, ma także coś z charakteru, dzięki czemu jest podobny także do mnie. Organizujemy mu dzisiaj przyjęcie urodzinowe, na które przyjdzie dziecko Naty i Maxiego; Alba, Cami i Brodueia; Samuel i Candelaria którzy są bliźniakami, oraz od Ludmi z Fede; 3 letni Rugerro z o rok młodszą siostrą Mercedes. Mam nadzieję, że dzieciaki dobrze będą się bawić. W końcu 2 latka kończy się tylko raz... Ja za 3 miesiące kończę 24 lata. Cieszę się, że będę mogła ten czas spędzić z rodziną.
23 lata później
~León~
           Dziś Wigilia Bożego Narodzenia, jedziemy właśnie do Jorge i jego narzeczonej, Stephie. Będzie tam też Martina z jej chłopakiem, podobno mają nam coś ważnego do powiedzenia. Tini kończy dziś 22 lata. Urodziła nam się dokładnie w Wigilię, o godzinie 18.04. Śmiało można powiedzieć, że była naszym prezentem świątecznym. Lepszego nie można sobie zamarzyć, jak nowego członka rodziny. Nieco się zamyśliłem, a gdy się Ocknąłem, pokręciłem szybko głową i spojrzałem na ulicę, jednak było już za późno... Wszystko działo się szybko, za szybko... Zdążyłem tylko złapać Violę za rękę. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Przepraszam. - Wydusiłem z siebie. Następnie zapadła ciemność. Nie czułem bólu... Czułem przepełniajacą mnie miłość, miłość do mojej ukochanej. Umarliśmy razem, trzymając się za ręce, czego chcieć więcej?
~Martina~
Już powinni tu być, martwię się... Rodzice nigdy się nie spóźniają. W ten wyjątkowy dzień, gdy wszyscy spotykamy się w jednym gronie, chciałam ich zawiadomić, wraz z moim chłopakiem narzeczonym o naszych zaręczynach. Narzeczony... Jak to cudownie brzmi, zwłaszcza gdy się mówi o osobie, którą się bezgranicznie kocha.
-Czemu ich jeszcze nie ma? - Zapytałam zirytowanym tonem, jednak przepełnionym niepokojem...
-Nie martw się siostra. Za chwilę na pewno będą i... - Jednak przerwał mu telefon. - Dziwne, numer prywatny... - Wyszedł do innego pomieszczenia, a ja z powrotem zatopiłam się w myślach. Po parunastu minutach mój brat wrócił. Był blady, przepełniony smutkiem... Mój niepokój, o ile to możliwe, wzrósł jeszcze bardziej.
-Coś się stało? - Spytałam, ze świadomością że coś musiało się stać.
-Tini... - Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - O-oni nie ż-żyją. - Nie potrzebowałam więcej informacji, wiedziałam doskonale o kogo chodzi. Zupełnie nieświadomie zalałam się łzami. Złożyłam głowę w dłoniach i oddałam się bezgranicznej rozpaczy. To miał być cudowny dzień, a stał się najgorszym z możliwych...
2 lata później
       Dziś mija druga rocznica śmierci rodziców. Jak co tydzień, przychodzę na cmentarz, i rozmyślam nad ich wspólnym grobem. Tak bardzo się kochali... Tyle mieli jeszcze razem przeżyć. Tak właściwie, to umarli razem, a to już coś. Gdyby jedno z nich umarło, drugie musiałoby żyć bez tamtego. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez Petera, na pewno wolałabym umrzeć wraz z nim.
-Witaj mamo, tato. - Zaczęłam cicho. - Niedługo nie będę mogła przychodzić tu tak często. 8 miesiąc ciąży zaawansowanej jednak daje się we znaki. Jednak nigdy bym o was nie zapomniała. Do dziś wspominam wszystkie wspaniałe chwile z wami, moje dzieciństwo, które dzięki wam było kolorowe, beztroskie i przepełnione miłością. Czyli takie jakie powinno być... życie. Całe życie, bez problemów, Z rodzicami u boku. Zbyt piękne, by stało się możliwe, co?... - Siedziałam tam kolejną godzinę, "rozmawiając" z moimi rodzicami. Za każdym razem czuję, że są przy mnie, że mnie słuchają, czasem nawet czuję, jakby słyszę że odpowiadają. Kiedy ich potrzebuję, mam chwilę słabości, jak każdy czasem, gdy płaczę zamknięta w swojej sypialni i nikogo nie dopuszczam, czuję ten ciepły dotyk matczynej ręki... Może teraz sobie pomyślicie, że zwariowałam, jednak mi z tym dobrze. Ze świadomością, że mnie nie opuścili i zawsze przy mnie będą...

###

To jest ostatni Shot, który dzisiaj się prezentuje :)

15 komentarzy:

  1. Wszystkie one shoty były super ☆ i dużo było smutnych. Jestem bardzo wrażliwa, ale tylko na tym poleciały mi łzy. Jak dla mnie ten był równie smutny co inne. Nwm dlaczego aby na tym płakałam. ¿Może to dlatego, że był inny, nowy?. Czytałam już dużo one shotow podobnych do tamtych. Ten był inny. ♢ Nie przypominał żadnego innego. Dziewczyny miały wspaniały, swój orginalny pomysł. A co najważniejsze umiały się dogadać i stworzyły naprawdę cudne opowiadanie. Ja nie mogła bym napisać czegoś z kimś. Nie umiała bym się z nim zgodzić, bo ja bym miała swój pomysł a ktoś swój. ♤ Dobra kończę, bo się rozpisalam. W sumie to pierwszy mój taki długi komentarz, wiec mam nadzieje ze docenicie :D I tak już na koniec powiem WSPANIAŁY ONE SHOT ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje w imieniu moim i Werki :* Miło mi się czyta te wszystkie miłe komentarze <3 Doceniam twój komentarz, bo właśnie takie komki dają mi mobilizację do dalszego pisania. Jeżeli chcesz poczytać parę moich innych OS oraz opowiadanie to zapraszam Cię na mojego bloga----> leonettanewstory.blogspot.com

      Usuń
    2. Chętnie zajrzę ♡ Na pewno jest super

      Usuń
  2. Fajny, troche smutny, ale fajny.

    OdpowiedzUsuń
  3. ZOSTAŁAŚ NOMINOWANA DO LBA NA MOIM BLOGU! :)
    jorge-tinita-love-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest świetny <3 czytałam go wcześniej na blogu i wzruszyłam sie :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorki, ale ja już taki czytałam... Nie wiem na jakim blogu ale już go kiedyś czytałam... Bardzo lubie twój blog i czytam każdy rozdział i one shot, ale tego się po tobie nie spodziewałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to mój i Werki OS. Wysłałam go Sky, aby go opublikowała. Możliwe, że czytałaś u mnie ----> leonettanewstory.blogspot.com lub na moim oraz Wery blogu-----> miloscjestnazawsze.blogspot.com ;)

      Usuń
    2. Tak czytałam go u cb.

      Usuń
  6. Świetny! Dobra robota dziewczyny! ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie będę płakać, nie będę płakać. Uff
    Czemu nie było Happy Endu? Mało by brakowało a bym się rozpłakała

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie będę płakać, nie będę płakać. Uff
    Czemu nie było Happy Endu? Mało by brakowało a bym się rozpłakała

    OdpowiedzUsuń