Link do bloga autorki: jortini-inna-historia.blogspot.com
Zyskałam coś znacznie cenniejszego
- Mamo ale zrozum. Ja w końcu chciałabym go poznać. To jest mój ojciec. -
- Córciu zrozum że on teraz wiedzie lepsze życie. On nawet nie wie że ma córkę. -
- To pora żeby się dowiedział. -
- Violu, ale zrozum że on już ułożył sobie życie. Bez nas. -
- Mamo ale ja chciałabym go kiedyś poznać. Zamienić z nim chociaż dwa zdania. -
- Widzę że nic cie nie przekona do zmiany decyzji. Za niedługo i tak skończysz 18 lat i będziesz mogła robić co chcesz. Niestety. -
- Mamo obiecuję że do ciebie wrócę. -
- Wiem.Ale jakby coś się stało to możesz dzwonić w każdej chwili. O każdej porze dnia i nocy. -
- Tak wiem mamo. Kocham cię. -
- Ja też cię kocham. -
-Żegnaj Madrycie. - powiedziałam sama do siebie. To już dzisiaj wyruszam na poszukiwanie mojego ojca. Wiem tylko tyle ze to kandydat na jakiegoś dość ważnego urzędnika w Nowym Jorku. W telewizji na każdym kroku można zobaczyć jego kandydaturę. Obawiam się mojego spotkania z nim ale klamka już zapadła. Za chwilę samolot wzbije się w górę.
- Cześć. Nazywam się Leon. A ty jak się nazywasz?- zapytał się mnie zielonooki szatyn siedzący obok mnie. -
- Hej. Ja nazywam się Violetta ale wolę jak mówią do mnie Viola. Nie lubię swojego pełnego imienia. -
- Pięknie imię dla pięknej dziewczyny. Jeśli można wiedzieć to co robisz na pokładzie samolotu do Nowego Jorku? -
- Może to głupi zabrzmi ale lecę odnaleźć mojego ojca. A ciebie co sprowadza do Nowego Jorku? -
- Ja lecę odwiedzić mojego ojca. On mieszka tam a ja tu. A z racji tego że zaczęły się wakacje to spędzam je u niego. -
- Ty to masz się świetnie. Znasz swojego ojca, odwiedzasz go a ja ma po swoim tylko fotografie sprzed 20 lat. - powiedziałam i podałam mu zdjęcie. -
- Czekaj czekaj. On mi się wydaje jakiś taki znajomy. Czy to nie jest.. .?-
- German Castillo. Brawo! Zgadłeś!-
- Jak chcesz mogę ci pomów w jego odnalezieniu. -
- Dzięki ale ty zapewne będziesz chciał spędzić trochę czasu ze swoim tatą. Nie chcę się narzucać. -
- To nie będzie problem bo mój ojciec wierzy tylko w pracę i to jej poświęca najwięcej czasu. -
- Przykro mi nie wiedziałam.-
- A skąd miałaś wiedzieć? - zapytał się. -
- Nie wiem. - powiedziałam.-
- Prosimy o zapięcie pasów. Samolot za chwilę wystartuje. - w całym samolocie rozległ się głos steewardesy. Ja szybko zapięłam pasy i mocno zamknęłam oczy. To mój pierwszy lot samolotem i cholernie się tego boję. -
- Nie bój się. To nic strasznego. Jeżeli chcesz to możesz się przytulić. - usłyszałam głos Leona. Automatycznie się w niego wtuliłam. Poczułam się bezpiecznie. -
- Już możesz otworzyć oczy. Wystartowaliśmy.- usłyszałam głos Leona. -
- I chwała Bogu że nic się nie stało. - powiedziałam powoli otwierając oczy. -
- Daj spokój. Latanie znowu nie jest takie złe. Jak już się do tego przyzwyczaisz to nie ma większego problemu z tym. -
- To jest dopiero mój pierwszy lot samolotem a po tym co nasłuchałam się w telewizji niezbyt czuję się pewnie. - powiedziałam i popatrzyłam na niego przepraszająco. Ale czemu? Sama nie wiem.
- Nic się nie stało. Może powiesz mi coś o sobie? -
- Mój życiorys nie jest znowu tak barwny. - próbowałam jakoś uniknąć tego tematu. On z bogatego domu a ja?
- No dajesz. -zachęcał mnie.
- o dobra. Mam 18 lat. Nie mam rodzeństwa. Razem z moją matką mieszkamy w pewnej dzielnicy w Madrycie. Moja rodzicielka musi ciężko pracować w zwykłym sklepie spożywczym aby utrzymać mnie i siebie. Chodzę do zwykłego liceum. Nie jestem tam zbytnio lubiana ale mam jedną przyjaciółkę która zawsze jest ze mną w trudnych chwilach. Jak widzisz mój życiorys nie jest aż tak kolorowy jak się wydaje. Jestem zwykłą dziewczyną z biednego domu. bez ojca i chłopaka. A teraz ty opowiedz mi coś o sobie. -
- Mam 18 lat. Od 6 roku życia wychowuje mnie matka. W wieku 12 lat pierwszy raz poleciałem do ojca. Był wtedy taki troskliwy i miły. Cały czas spędzał ze mną. Jednak z każdym rokiem ulegało to zmianie. Z każdym rokiem jego praca stawała się ważniejsza. Brakuj mi trochę tego ale moja matka- właścicielka firmy odzieżowej próbuje mi to jakoś wynagrodzić. W szkole jestem lubiany. Mam grono oddanych przyjaciół i tak samo jak twoja przyjaciółka potrafią podnieść mnie na duchu. Nie mam dziewczyny. Zawsze gdy z jakąś się umawiałem to albo była tylko dla popularności albo po prostu był to jakiś plastik. - zakończył swój monolog. -
- A cym się interesujesz? - zapytałam się bo między nami zapadła nieprzyjemna cisza.
- Lubię pojeździć na motocrosssie, w wolnych chwilach brzdąkam sobie na gitarze. A ty czym się interesujesz. -
- W szkole czasami sobie pogram ale tylko troszeczkę. - odpowiedziałam.
- Prosimy o zapięcie pasów. Za chwilę samolot wyląduje. - ze snu wybudził mnie głos steewardesy. Pospieszne zapięłam pasy a następnie zaczęłam budzić Leona.
- Co jest? Wylądowaliśmy? - zapytał się zaspanym głosem. Jego włosy były w nieładzie przez co wyglądał strasznie słodko.
- Za chwilkę będziemy lądować. - powiedziałam. Próbowałam wyrównać oddech który z każdą sekundą przyspieszał.
- Violetta a powiedz mi gdzie ty będziesz nocować? -
- Nie wiem . Poszukam jakiegoś hotelu. W końcu w Nowym Jorku na pewno są jakieś hotele. Co nie? Powinieneś wiedzieć w końcu będziesz tam już któryś raz z rzędu. -
- Nie ma mowy abyś spała w hotelu. Mój ojciec ma duże mieszkanie i nawet nie zauważy że będziesz tam nocować. - zaskoczył mnie tym i to bardzo. -
- Ale Leon ja nie chcę się narzucać. W końcu znamy się tylko kilka godzin. -
- I co z tego. Ja nie mam zamiaru siedzieć sam w tym ogromnym domu. A jeżeli on się nie zgodzi to ja także nie będę mieszkać tam przez całe wakacje. -
- No ale Leon... . - próbowałam coś jeszcze powiedzieć ale przerwał mi głos w głośnikach. -
- Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych. Życzymy miłego pobytu w Nowym Jorku. - spojrzałam zdezorientowana na Leona. Potrafił odwrócić moją uwagę i nawet nie zauważyłam kiedy wylądowaliśmy.
- Nawet o tym nie wiedziałaś. Co nie? - pokiwałam głową na tak. - No to teraz zostało nam tylko znaleźć kierowcę mojego taty. Chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z samolotu. Po odebraniu bagaży skierowaliśmy się na parking. Leon natomiast w pewnym momencie puścił rączkę walizki i popędził przed siebie. Po chwili zauważyłam że do kogoś się przytula. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zabrać jego walizkę i iść tam czy ulotnić się bez pożegnania. Nie zdążyłam się jednak zdecydować ponieważ w moją stronę zmierzał Leon z mężczyzną w wieki około czterdziestki. Miał na sobie typowe ubranie które nosi szofer.
- Violu poznaj Louisa. Szofera który podczas mojego pobytu tutaj zawsze zastępuje mi ojca. - powiedział nieco smutny ale po chwili na jego twarzy znowu zawitał uśmiech.
- Louis poznaj Violę która będzie mieszkała razem z nami przez całe wakacje.
- Ja myślałam że żartowałeś z tym mieszkanie. Przecież jak ci już mówiłam w tym o to wielkim mieście na pewno są jakieś hotele. -
- Nie ma mowy Violu. Może i znamy się tylko parę godzin ale czemu masz płacić za hotel skoro możesz zamieszkać ze mną. Rozmawialiśmy już o tym w samolocie. -
- Nie chciałby się wtrącać ale ojciec Leona ma naprawdę duży dom i na pewno pozwoli pani tam spędzić wakacje. On całe dnie spędza w pracy więc nawet nie zauważy tam pani obecności. -
- Louis mów mi po imieniu. Jak mówisz do mnie pani to czuję się stara. - powiedziałam aby zmienić temat i w miarę niezauważalnie się oddalić. -
- Dobrze jak sobie życzysz. A teraz ruszajmy do domu. Czeka na was pyszna kolacja. - i nici z mojego planu.
7 tygodni później
Pomimo wielu moich sprzeciwów nadal mieszkam u Leona. Jego ojciec nawet się ucieszył że mieszkam z nimi bo ma pewność ze Leon nie spędza wakacji w samotności. Zaczęłam już także poszukiwania mojego ojca ale ja na razie nie natrafiłam jeszcze na jakiś trop dotyczący tego gdzie mieszka. Leon jest świetnym przyjacielem ale z każdym dniem uświadamiam sobie że staje się on coraz bardziej ważniejszy dla mnie. Nie powiem mu jednak tego bo po pierwsze nie wiem czy on coś do mnie czuje. Po za tym moje wyznanie mogłoby zniszczyć naszą przyjaźń.
- Violu mam świetną wiadomość. Louis zlokalizował gdzie mieszka twój ojciec. Jeżeli chcesz możemy pojechać tam już jutro. - gdy to usłyszałam rzuciłam się Leonowi na szyję.
- Sorry. Wybacz. Ale po prostu jestem już tak blisko w odnalezieniu mojego ojca. .... .
- Violetta spokojnie. Gdy to usłyszałem też się cieszyłem ale na pewno nie tak jak ty. Chodź idziemy spać. Jest już późno a jutro jest szczególnie ważny dzień.
- Tak masz rację. Jutro jest bardzo ważny dzień. I ja muszę być wyspana żeby mieć nową energię. - powiedziałam a następnie pobiegłam do swojego pokoju. Usłyszałam tylko jak Leon cicho śmieje się pod nosem. Nie zwróciłam jednak na to uwagi.
- Violu wstajemy. Dzisiaj ważny dzień. - usłyszałam głos Leona. Nie chciało mi się wstawać więc bardziej naciągnęłam kołdrę na siebie lecz po chwili energicznie ją odrzuciłam i wstałam równe nogi. Pobiegłam do szafy i zaczęłam przeglądać ubrania. Skoro idę na spotkanie z moim ojcem to muszę jakoś wyglądać co nie?
- Nie no Leon. Ja nie mam na siebie co włożyć. Przecież nie pójdę do mojego ojca w podartych dżinsach. - opadłam bezradna na łóżko. Dlaczego ja nie pomyślałam aby kupić sobie jakąś sukienkę.
- Obawiam się jednak że będziesz miała co włożyć. -
- Nie żartuj sobie. Moja szafa nie posiada żadnej sukienki czy nawet spódniczki. - powiedziałam załamana tym faktem.
- Wydaje mi się jednak że posiada jednak sukienkę. -
- Leon nawet nie próbuj mi wmawiać że mam sukienkę. Przecież ja doskonale wiem co się znajduje w mojej szafie. - powiedziałam już trochę podenerwowana.
- To spójrz na mnie. -
- Nie wiem co ty kombinujesz ale ok. - powiedziałam i podniosłam swój wzrok. W rękach Leona zauważyłam prześliczną sukienkę. Nie potrafiłam nawet wydusić zwykłego dziękuję. Mną zwykłą dziewczyną dla której jej najlepszy przyjaciel jest w stanie zrobić wszystko. A ja musiałam się w nim zadłużyć a teraz muszę to maskować na wszystkie możliwe sposoby.-
- No leć się przebrać bo nie zdążymy. -
- Gotowa? - zapytał się mnie Leon. Cieszę się na to spotkanie ale i obawiam.
- Jak nigdy. Całe życie na to czekałam. Czekałam aż go ujrzę. Aż go poznam. Mama wiele razy mi opowiadała o tym jak się poznali, jak się w sobie zakochiwali ale to nie to samo co zobaczenie go we własnej osobie. -
- Iść z tobą? -
- Nie dzięki. Sama muszę się z tym zmierzyć. Nie wiem kiedy wrócę więc jedźcie do domu. - powiedziałam, ucałowałam policzek Leona i wysiadłam z samochodu. Z początku stawiałam niepewne kroki ale z czasem moja pewność siebie wzrastała. Doszłam do bramy głównej. Stali tam dwa ochroniarze.
- Czego panienka tu szuka? Jest umówiona na spotkanie? Czy kolejna dziennikarka szukająca sensacji. - zapytał się jeden z nich.
- Chcę tylko spotkać się z właścicielem tego domu- Germanem Castillo. Sprawy prywatne. - powiedziałam pewnie ale też z nutką obawy. -
- Niestety nie możemy pani wpuścić. Nie jest pani z nim umówiona. -
- A właśnie że jestem . Nie wiem jakim cudem mnie nie poznaliście? - postanowiłam zmienić trochę to co wcześniej zaplanowałam.
- Pani Benitz? -
- Tak. We własnej osobie. - w co ja się wpakowałam?
- Ohh. Przepraszamy. Już panią wpuszczamy. - po chwili zostałam już prowadzona do wejścia do ogromnej willi.
- Pan Castillo oczekuje pani w swoim biurze. Schodami do góry a następnie trzeba skręcić w lewo. - powiedział Paul. Jego imię wyczytałam z plakietki którą miał przyczepioną przy garniturze.
- Dziękuję. - odpowiedziałam a następnie skierowałam się w wcześniej podanym kierunku.
- Proszę. - usłyszałam donośny głos. Moje nogi zrobiły się jak z waty ale otworzyłam drzwi i weszłam do ogromnego pokoju. Na obrotowym krześle siedział mężczyzna w wieku około 50 lat. Nie wiedziałam że moja mama związała się z mężczyzną o 10 lat starszym .
- Kim pani jest? Jak pani tu weszła? Proszę stąd wyjść albo w innym razie wezwę policję. -
- Proszę poczekać mam dla pana ważną wiadomość. - powiedziałam na jednym wdechu. Modliłam się aby pozwolił mi chociaż coś powiedzieć. -
- Dobrze masz 5 minut a później nie chcę cię widzieć w moim domu. -
- Poznaje ją pan? - podałam mu zdjęcie mojej mamy. Wtedy była jeszcze szczęśliwa a teraz cały czas chodzi smutna.
- Skąd masz to zdjęcie? -
- Od mojej mamy tato.
- Cooo?- jego mięśnie automatycznie się spięły.
- Jestem twoją córką. Zostawiłeś moją matkę jak była w 2 miesiącu ciąży.
- Nie to niemożliwe. Powiedz skąd to wiesz? Ile chcesz kasy za milczenie? 100 tysięcy?
- Ja nie chcę pieniędzy. Chcę mieć w końcu normalną rodzinę. Mamę i tatę przy sobie. - powiedziałam ze spokojem w głosie chociaż w środku cała się gotowałam.
- Wynoś się z mojego domu i nigdy nie wracaj. - następnie wstał i jak gdyby nic mnie uderzył.
- Własny ojciec mnie uderzył .Nawet nie wiem czy mogę cię jeszcze tak nazwać. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nawet nie znam twojego imienia.
- Bo niby skąd masz je znać. Nie interesowałeś się moją matką. Zrobiłeś jej dziecko a później zostawiłeś ja samą na pastwę losu. Miałeś to gdzieś co się z nią dzieje. A ona tymczasem wypruwały żyły aby mnie utrzymać. A gdy w końcu cię odnalazłam to okazuje się że zostałam boleśnie uderzona w policzek. Nie wiem co ci takiego zrobiłam ale wiem jeno. Czekałam na ciebie całe życie. Czekałam aż w końcu cię poznam i jak mam do tego okazję to co się okazuje? Mój ojciec to damski bokser. Nienawidzę cię. - wykrzyczałam mu to prosto w twarz a następnie wybiegłam z jego pokoju. Słyszałam jego krzyki ale je ignorowałam. Niczym torpeda przebiegłam prze bramę. Następnie skierowałam się w stronę domu ojca Leona. Potrzebowałam teraz tego aby się do kogoś mocno przytulić i wypłakać. Biegłam ze spuszczoną głową w dół. Nawet nie zauważyłam jak na kogoś wpadłam. Podniosłam swoją głowę a gdy zobaczyłam że to Leon od raz się w niego wtuliłam. On zdezorientowany przytulił mnie jeszcze bardziej w dodatku zaczął mnie gładzić po plecach.
- Cii. Spokojnie Violu. Jestem tu. - uspokajał mnie. Po 5 minut byłam już w stanie aby odsunąć się od Leona i spojrzeć mu w oczy. Zauważyłam w nich niepokój i troskę. Gdy już otwierał usta aby coś powiedzieć weszłam mu w słowo.
- Muszę się czegoś napić. Ale nie zwykłej wody. Coś mocniejszego. - on popatrzył się na mnie zdezorientowany ale po chwili leciutko się uśmiechnął, złapał mnie za rękę i skierował się do domu. Po całej mojej ręce trzymanej przez chłopaka rozchodziło się przyjemne mrowienie. Szliśmy w przyjemnej jak dla mnie ciszy. Po 5 minutach drogi znajdowaliśmy się przed posesją ojca Leona. Po cichu weszliśmy do domu.
- Violu idź do swego pokoju a ja poszukam czegoś co poprawi ci humor. - kiwnęłam tylko głową na tak i ruszyłam do swego pokoju. Czuję się fatalnie. Mój policzek boli ale na całe szczęście nie ma na nim żadnego śladu po uderzeniu.
- Znalazłem tylko to. - do pokoju wszedł Leon z trzema butelkami wina.
- Może być. - powiedziałam a następnie wzięłam od niego butelkę i odkręciłam korek. Nie bawiłam się w żadne kieliszki tylko zaczęłam pić prosto z butelki.
- Łał. Musiał cię nieźle wkurzyć. -
- I to jak. (...) A później już sam wiesz co się zdarzyło. Wpadłam na ciebie i ... . - powiedziałam a następnie wzięłam kolejnego łyka wina.
- To co porobimy Leoś? - zapytałam już nieźle wstawiona prowokującym głosem. Powoli zaczęłam się zbliżać do niego a on do mnie. Oby dwoje wypiliśmy po ponad butelce wina. Ja już nie kontaktowałam ze światem z resztą Leon też. W pewnym momencie byliśmy tak blisko siebie że stykaliśmy się czołami. Po chwili już się całowaliśmy. Z podłogi przenieśliśmy się na łóżko a co tam się stało to już sami wiecie.
Gdy się obudziłam strasznie bolała mnie głowa. Spojrzałam na zegarek. 12.57. Ohho . To sobie pospałam. Gdy chciałam wstać z łóżka zobaczyłam że znajduję się w czyiś objęciach. Powoli się uwolniłam od jego uścisku. Gdy chciałam wstać zauważyłam że jestem naga. Po chwili uświadomiłam sobie co się stało. Szybko się ubrałam, spakowałam swoje rzeczy. Na karteczce napisałam tylko przepraszam i szybko wyszła z domu zalana łzami. Zniszczyłam naszą przyjaźń a tylko przez nią mogłam być blisko Leona. Wiedziałam że to nie jest dobre z mojej strony że nie pożegnałam się z Leonem ale nie potrafiłabym mu spojrzeć w oczy po tym co się stało. Zauważyłam że na podjazd wjeżdża Louis. Szybko pobiegłam w tamtą stronę i wsiałam do auta. Z moim bagażem nie było problemu bo nie było aż tak wiele i spokojnie zmieścił się na tylnych siedzeniach.
- Louis zawieziesz mnie na lotnisko? - zapytałam się łamiącym głosem.
- Tak jasne. A można wiedzieć dlaczego? - i co ja mam mu powiedzieć. Myśl Violetta. myśl.
- Z moją mamą coś się stało. Muszę jak najszybciej wracać do Madrytu. - świetne kłamstwo
Patrzę smutna na widoki za oknem samolotu. Na oddalający się widok Nowego Jorku. Te miasto nie będzie mi się dobrze kojarzyć ale postaram się zapamiętać tylko te najlepsze chwile w nim spędzone.
Chwile spędzona z Leonem. Gdyby nie moja głupota teraz bym zapewne śmiała się z jego śmiesznych żartów. Byłabym dalej jego przyjaciółką i mogłabym być blisko niego.
- Violu co się stało? - kolejny raz to samo pytanie słyszę z ust mojej przyjaciółki.
- Chcesz wiedzieć? - nie wytrzymuję tego i trzaskam drzwiczkami. Humorki ciążowe dają się we znaki.
- Tak. Wiem tylko o ciąży a nie wiem nic jak to się stało. Nie wiem kto jest ojcem tego dziecka a jestem twoją przyjaciółką i mam prawo o tym wiedzieć.-
- Poznałam go na pokładzie samolotu. Siedział obok mnie. Podczas pobytu w Nowy Jorku pomógł mi szukać ojca. Gdy go już odnalazłam rozczarowałam się zachowaniem tej osoby którą uważałam za ojca. W drodze powrotnej spotkałam Leona i oświadczyłam mu że muszę się napić czegoś mocniejszego. Gdy już byliśmy w domu przyszedł do mojego pokoju z 3 butelkami wina. Pamiętam tylko tyle. A gdy rano się obudziłam uświadomiłam sobie co się stało. Spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam. Po upłynięciu trzech tygodni od tego zdarzenia dowiedziałam się o ciąży. Próbowałam zapomnieć o Leonie ale ja go nadal kocham i nie mogę przestać o nim myśleć. A świadomość tego że nosze jego dziecko jeszcze bardziej mi o tym przypomina, - gdy skończyłam swoją wypowiedź zauważyłam ze Fran jakoś dziwnie się zachowuje. Patrzy się na coś co jest za mną. Gdy się odwracam zamieram. Przede mną stoi Leon Verdas we własnej osobie. I co ja mam teraz zrobić. Patrzę zszokowana na Franceske. Ona posyła mi lekki uśmiech i powoli odchodzi. Posyłam jej groźne spojrzenie aby nie odchodziła ale na nic. Gdy już całkowicie znika z mojego pola wiedzenia swój wzrok kieruję na Leona. Stoi uśmiechnięty od ucha do ucha i wpatruje się we mnie.
- Ja też cię kocham i cieszę się że będziemy mieli dziecko. - gdy to powiedział przyciąga mnie do siebie a następnie całuje.
- Byłem chyba w 20 liceach i powoli zaczynałem wątpić że cię znajdę ale jednak los się do mnie uśmiechnął i cię znalazłem. - powiedział po oderwaniu. Ja tylko szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- Fran będzie dobrą matką. Co nie? - zapytał się mój mąż przyglądający się wraz ze mną mojej przyjaciółce i dwuletniemu Joshowi.
- Tak. Będzie idealną matką dla swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. - powiedziałam z wielkim bananem na twarzy.
- Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. -
- Ja ciebie też kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Teraz dopiero zrozumiałam że zyskałam coś znacznie cenniejszego niż miłość mojego ojca. Mam ciebie Josha oraz matkę i przyjaciółkę które we wszystkim mi pomagają.
###
super :)
OdpowiedzUsuńWspaniały!!
OdpowiedzUsuńJeejku fenomenalny :*
OdpowiedzUsuńLajonetta i mały Josh jak słodko <3
To takie pol sweet, a pol dramat. Ale suuuuuuper!!!
OdpowiedzUsuńSuper *.* , i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuń