Siedzę przy łóżku Ludmiły w sali szpitalnej. Chciała zostać sama ze mną. Nie wiem co chce mi powiedzieć, ale chyba się boi, bo za każdym razem kiedy otwiera usta w jej oczach pojawiają się łzy, przez co sama mam ochotę płakać. Blondynka jest cała poobijana. Nie wiem co się z nią stało, lekarze nie chcieli mi powiedzieć, Fede nie był w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa mruczał coś pod nosem, że to jego wina. Pomimo wielu oporów Leonowi udało się go zabrać do nas do domu, żeby się trochę uspokoił. Całą noc nie spał, podobnie jak ja całą noc leżałam i myślałam o przyjaciółce. Dopiero dzisiaj rano przyjechałam do szpitala. Siedzę na tym nie wygodnym krzesełku godzinę, a Lu patrzy teraz w okno. Jej głowa jest owinięta bandażem ma siniaki na twarzy, w ogóle na całym ciele. A w oczach ciągle ma łzy. Obraca powoli swoją głowę w moją stronę.
- Lu dlaczego chciałaś abyśmy zostały same? Co się stało?- zapytałam cicho, łagodnym głosem. Dotknęłam jej ręki, szybko ją zabrała. Pojedyncza łza spłynęła po jej sinym policzku.
- Byłam w ciąży.- odparła a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Czegoś tutaj nie rozumiem.
- Jak to byłaś?- dopytywałam.- Przepraszam jestem bardzo ciekawa co się wydarzyło Fede nie może wydusić z siebie słowa, lekarze też ni mi nie chcą powiedzieć.- dopowiedziałam. Swój wzrok przeniosła na okno, a po chwili z powrotem na mnie.
- Byłam. Powiedziałam to Fede. Nie ucieszył się. Był zły na mnie.- rzucała powoli zdaniami, a ja wsłuchiwałam się w każde słowo.
- Wyszłam na spacer. Zaczerpnąć świeżego powietrza. I... i... i wtedy on, był większy i silniejszy.- gestykulowała jedną ręką, bo drugą ma w gipsie. Chyba wiem co się dalej wydarzyło, na samą myśl o tym mam ochotę zabić tych dwóch typków. Wzięła głęboki wdech i wydech.- Dotykali mnie. Wszędzie. Ten dotyk był nieprzyjemny. Nie chciałam tego. Nie jestem dziwką. Nie zdradziłam Fede. Kocham go. Udało mi się wyrwać. Uciekłam. Biegłam, biegłam, biegłam. Odwróciłam się do tyłu. Ostatnie co pamiętam to bardzo jasne światła samochodu, pisk opon i ciemność.boję się myśleć o tym jak by to się skończyło gdybym go wtedy nie uderzyła.-płakała, tak samo jak ja. Moja przyjaciółka mogła być zgwałcona. Fede chyba o tym nie wie.- Vviolu proszę jedź ddo domu i ppowiedz to wszyystko Federico. Proszę zrób to zaamnie bbo ja nie będę miaała odwagi.- łkała.
- Oczywiście, że zrobię to dla Ciebie.- chciałabym ją przytulić, ale boję się jak na to zareaguje.
- Violu przepraszam, ale chciałabym zostać sama. Jak Fede będzie chciał przyjść to może za jakieś dwie godziny. Chociaż nie sądzę aby chciał mnie widzieć.- oznajmiła cichym i zachrypniętym głosem. Tak jak poprosiła blondynka wstałam z krzesełka posłałam jej delikatny uśmiech, którego nie odwzajemniła. Wyszłam z pomieszczenia.
Wysiadłam z samochodu i powoli ruszyłam do domu. Powiesiłam swoją kurtkę skórzaną na wieszak, niestety jest już trochę za mała. Udałam się do kuchni, w której zobaczyłam Leona robiącego dwie kawy. Przywitałam się z nim całusem w policzek.
- Jak się trzyma Fede?- zapytałam szeptem, siadając na ciemnym blacie.
- Nie najlepiej. Ciągle mówi, że to jego wina. Próbowałem się dowiedzieć co się stało, ale powtarza w kółko to samo. A ty dowiedziałaś się czegoś od Lu? Jak ona się trzyma?- odparł. Westchnęłam.
- Powiedziała mi wszystko co się wydarzyło, prawie wszystko zrozumiałam, bo płakała. Poprosiła mnie aby wytłumaczyła wszystko Fede. gdzie on jest?- pokazał mi gestem głowy abym poszła za nim. Powoli zeskoczyłam z blatu i ruszyłam za szatynem, który niósł kubek z gorącą kawą. Wyszliśmy do góry po schodach i weszliśmy do naszej sypialni. Leżał na łóżku i tulił do siebie poduszkę. Nawet nie podniósł głowy kiedy nas zobaczył. Leon postawił kubek na szafkę nocną, a ja usiadłam na łóżku.
- To moja wina. Moja.- powtarzał. Przęłknęłam głośno ślinę, tak jakbym bała się mu powiedzieć co przydarzyło się Lu. Ostatecznie wytłumaczyłam mu wszystko na ile było to możliwe.- Muszę do niej jechać.- oznajmił wstał z łóżka i już chciał wychodzić,ale zatrzymał go Verdas, który z powrotem kazał mu usiąść.
- Fede ona mówiła, żebyś do niej przyjechał za jakąś godzinę.- dopowiedziałam. Posmutniał jeszcze bardziej o ile to możliwe.
- Ja się ucieszyłem gdy dowiedziałem się, że zostanę ojcem tylko nie dotarło to do mnie na początku. Byłem oszołomiony. Ona wtedy wybiegła z domu, kiedy pobiegłem za nią nie mogłem jej znaleźć dopiero gdy usłyszałem ten głośny pisk opon pobiegłem w tamtą stronę i zobaczyłem ją. To moja wina, jakbym coś wtedy powiedział to pewnie siedziałbym teraz z nią i pewnie ciszyłbym się, że zostanę ojcem, ale teraz..- przytulił się do mnie.- Cholera to trudne, ona mogła umrzeć. Ten facet może nie pożałuje tego, bo zdąży gdzieś uciec, ale od teraz będę się troszczył o moją Lusie jeszcze bardziej.
- Fede wszystko będzie dobrze zobaczysz.- próbowałam go pocieszyć.
Od szpitala do domu nie ma aż takiej wielkiej odległości, ale wolę zadzwonić po Leona. Przyjechałam tutaj z Fede około godziny temu, ale oni chcieli zostać sami, więc postanowiłam wrócić już do domu. Szłam powoli chodnikiem, wyciągłam telefon z kieszeni spodni i wybrałam numer szatyna. Kiedy miałam się już łączyć poczułam mocne szturchnięcie w łokieć, momentalnie się odwróciłam i nie patrząc kto to uderzyłam tego kogoś pięściom w nos. Okazało się, że to Peter. Tylko skąd on wiedział, że tutaj jestem.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?- zapytałam szybko z poważną miną. Ciągle trzymał się za nos, który chyba krwawił.
- A może tak cześć, dawno się nie widzieliśmy i przepraszam, że tak na Ciebie napadłam.- rzucił kpiąco.
- Wiesz co daruj sobie. Po co tutaj przyjechałeś. Tak w ogóle co Ci tak nagle zaczęło zależeć na tym abym do Ciebie wróciła, kiedy jestem już szczęśliwa u boku innego mężczyzny.
- Właśnie widzę.- powiedział patrząc na mój brzuch, który szybko zakryłam.- Pewnie ten facet szybko Cię zapłodnił, bo bał się, że mu uciekniesz do innego.- zaśmiał się.
- Jesteś bezczelny. Ty nawet nie dorównujesz "temu facetowi" w łóżku. Seks z nim to prawdziwa przyjemność, do tego on przynajmniej nie nalega na to ciągle w porównaniu do ciebie.- warknęłam. Wiem, że nie powinnam się denerwować, ale kiedy teraz mam ochotę go uderzyć po raz drugi.- Pwinieneś iść z tym nosem do szpitala.- zauważyłam widząc jak się chwieje.
- Pójdę.- rzucił.- Ale jeszcze mam jedno pytanie.- oznajmił. Popatrzyłam na niego pytającym spojrzeniem. Podszedł bliżej mnie, ale ja się odsunęłam do tyłu. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na ekran, to Leon.- Odbierz.- nacisnęłam zielone pole i przyłożyłam urządzenie do ucha. Szatyn wypytywał się gdzie jestem, a gdy mu odpowiedziałam rozłączył się. Jestem pewna, że za chwilę tutaj przyjedzie.
- Mów czego chcesz?- warknęłam w jego stronę chowając telefon do kieszeni.- Mówię Ci lepiej idź do szpitala, bo chyba za mocno Cię uderzyłam.- dopowiedziałam, widząc jak się coraz bardziej chwieje. Za chwilę straci przytomność i to jeszcze przeze mnie.
- Proszę Cię odprowadź mnie.
- Ale to zaledwie kilka kroków... Albo dobra chodź.- postanowiłam mu pomóc, bo to w końcu przeze mnie krwawi mu nos. Zauważyłam jak powstrzymuje się przed zamknięciem oczu. Zaczęłam go prowadzić z powrotem w stronę szpitala. Już mieliśmy wchodzić do środka, ale zatrzymał mnie głos Leona. Szybko się odwróciłam przez co Peter upadł na podłogę, wyłożoną kostką. Przeklnęłam cicho pod nosem. Verdas pomógł mu wstać.
- Leon proszę poczekaj chwilę ja tylko go odprowadzę do recepcji i już do Ciebie wracam.- powiedziałam.
- Ja to zrobię, nie powinnaś się przemęczać. Masz klucze wsiądź do samochodu.- odparł. Podał mi rzecz, a sam poszedł z Peterem do budynku. Tak jak powiedział szatyn ruszyłam w stronę jego pojazdu, który od razu rzucił mi się w oczy. Podeszłam i wsiadłam do środka. Czekałam na swojego ukochanego, który coś długo nie wracał. Zajęłam się patrzeniem na swoje paznokcie, które są teraz w okropnym stanie. Poczułam mocny zapach papierosów. Westchnęłam. Spojrzałam na bok, siedział tam Verdas.
- Od kiedy palisz?- zapytałam prosto z mostu. Zaśmiał się.- Nie rozumiem co w tym było takiego śmiesznego. zapytałam tylko od kiedy palisz.- dodałam ciszej. Spojrzał na mnie.
- Ten facet to twój były. Mógł Ci coś zrobić. Porwać, pobić, zgwałcić. Violetta. Dlaczego nie uciekałaś, albo nie powiedziałaś mi tego kiedy dzwoniłem do Ciebie. Violetta widzisz co się dzieje, kiedy wychodzisz sama, wokół ciebie jest pełno niebezpieczeństw. Powinnaś uważać.- wyrzucił z siebie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Od kiedy palisz?- ponownie zapytałam.
- Nie twój interes!- krzyknął. Poczułam, że do moich oczu napływają łzy. Wysiadłam z samochodu i postanowiłam pójść do Angie to nie aż tak daleko.
- Violetta! Cholera gdzie ty idziesz? Violetta odwróć się!- krzyczał za mną. Odwróciłam się.
- Nie Twój interes!- odkrzyknęłam. Słyszałam jego krzyki, ale ostatnie co zrobiłam to wystawiłam mu środkowy palec. Chciało mi się płakać. On się tak nigdy nie zachowywał.
Po godzinie spędzonej u Angie. Postanowiłam wrócić do domu. Leon nie odzywał się w ogóle. Może przestało mu już na mnie zależeć. Powoli weszłam do środka odwiesiłam swoją kurteczkę. Poczułam przyjemne zapachy wydobywające się z kuchni. Poszłam w tamtym kierunku. Zauważyłam ślicznie przyozdobiony stół i pyszne potrawy przygotowane prze mojego Leosia.
- Spodziewasz się kogoś?- zapytałam. Odwrócił się w moją stronę, podszedł i przytulił. Oczywiście się w niego wtuliłam. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
- Violu przepraszam, odrobinę mnie poniosło, ale kiedy zauważyłem tego Twojego byłego to miałem ochotę sam go uderzyć.- oznajmił. Podniosłam swój wzrok na wysokość jego oczu. Musnął delikatnie moje usta, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech.- Przygotowałem kolację przeprosinową. Kochanie wybaczysz mi?
- Jak przestaniesz palić.- ostrzegłam.
- Dla Ciebie wszystko.- odparł.
Razem usiedliśmy do stołu i jedliśmy posiłek przygotowany przez Verdasa, który oczywiście był bardzo smaczny. Później obejrzeliśmy film, podczas którego nawet nie wiem kiedy usnęłam.
- Lu dlaczego chciałaś abyśmy zostały same? Co się stało?- zapytałam cicho, łagodnym głosem. Dotknęłam jej ręki, szybko ją zabrała. Pojedyncza łza spłynęła po jej sinym policzku.
- Byłam w ciąży.- odparła a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Czegoś tutaj nie rozumiem.
- Jak to byłaś?- dopytywałam.- Przepraszam jestem bardzo ciekawa co się wydarzyło Fede nie może wydusić z siebie słowa, lekarze też ni mi nie chcą powiedzieć.- dopowiedziałam. Swój wzrok przeniosła na okno, a po chwili z powrotem na mnie.
- Byłam. Powiedziałam to Fede. Nie ucieszył się. Był zły na mnie.- rzucała powoli zdaniami, a ja wsłuchiwałam się w każde słowo.
- Wyszłam na spacer. Zaczerpnąć świeżego powietrza. I... i... i wtedy on, był większy i silniejszy.- gestykulowała jedną ręką, bo drugą ma w gipsie. Chyba wiem co się dalej wydarzyło, na samą myśl o tym mam ochotę zabić tych dwóch typków. Wzięła głęboki wdech i wydech.- Dotykali mnie. Wszędzie. Ten dotyk był nieprzyjemny. Nie chciałam tego. Nie jestem dziwką. Nie zdradziłam Fede. Kocham go. Udało mi się wyrwać. Uciekłam. Biegłam, biegłam, biegłam. Odwróciłam się do tyłu. Ostatnie co pamiętam to bardzo jasne światła samochodu, pisk opon i ciemność.boję się myśleć o tym jak by to się skończyło gdybym go wtedy nie uderzyła.-płakała, tak samo jak ja. Moja przyjaciółka mogła być zgwałcona. Fede chyba o tym nie wie.- Vviolu proszę jedź ddo domu i ppowiedz to wszyystko Federico. Proszę zrób to zaamnie bbo ja nie będę miaała odwagi.- łkała.
- Oczywiście, że zrobię to dla Ciebie.- chciałabym ją przytulić, ale boję się jak na to zareaguje.
- Violu przepraszam, ale chciałabym zostać sama. Jak Fede będzie chciał przyjść to może za jakieś dwie godziny. Chociaż nie sądzę aby chciał mnie widzieć.- oznajmiła cichym i zachrypniętym głosem. Tak jak poprosiła blondynka wstałam z krzesełka posłałam jej delikatny uśmiech, którego nie odwzajemniła. Wyszłam z pomieszczenia.
~*~
- Jak się trzyma Fede?- zapytałam szeptem, siadając na ciemnym blacie.
- Nie najlepiej. Ciągle mówi, że to jego wina. Próbowałem się dowiedzieć co się stało, ale powtarza w kółko to samo. A ty dowiedziałaś się czegoś od Lu? Jak ona się trzyma?- odparł. Westchnęłam.
- Powiedziała mi wszystko co się wydarzyło, prawie wszystko zrozumiałam, bo płakała. Poprosiła mnie aby wytłumaczyła wszystko Fede. gdzie on jest?- pokazał mi gestem głowy abym poszła za nim. Powoli zeskoczyłam z blatu i ruszyłam za szatynem, który niósł kubek z gorącą kawą. Wyszliśmy do góry po schodach i weszliśmy do naszej sypialni. Leżał na łóżku i tulił do siebie poduszkę. Nawet nie podniósł głowy kiedy nas zobaczył. Leon postawił kubek na szafkę nocną, a ja usiadłam na łóżku.
- To moja wina. Moja.- powtarzał. Przęłknęłam głośno ślinę, tak jakbym bała się mu powiedzieć co przydarzyło się Lu. Ostatecznie wytłumaczyłam mu wszystko na ile było to możliwe.- Muszę do niej jechać.- oznajmił wstał z łóżka i już chciał wychodzić,ale zatrzymał go Verdas, który z powrotem kazał mu usiąść.
- Fede ona mówiła, żebyś do niej przyjechał za jakąś godzinę.- dopowiedziałam. Posmutniał jeszcze bardziej o ile to możliwe.
- Ja się ucieszyłem gdy dowiedziałem się, że zostanę ojcem tylko nie dotarło to do mnie na początku. Byłem oszołomiony. Ona wtedy wybiegła z domu, kiedy pobiegłem za nią nie mogłem jej znaleźć dopiero gdy usłyszałem ten głośny pisk opon pobiegłem w tamtą stronę i zobaczyłem ją. To moja wina, jakbym coś wtedy powiedział to pewnie siedziałbym teraz z nią i pewnie ciszyłbym się, że zostanę ojcem, ale teraz..- przytulił się do mnie.- Cholera to trudne, ona mogła umrzeć. Ten facet może nie pożałuje tego, bo zdąży gdzieś uciec, ale od teraz będę się troszczył o moją Lusie jeszcze bardziej.
- Fede wszystko będzie dobrze zobaczysz.- próbowałam go pocieszyć.
~*~
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?- zapytałam szybko z poważną miną. Ciągle trzymał się za nos, który chyba krwawił.
- A może tak cześć, dawno się nie widzieliśmy i przepraszam, że tak na Ciebie napadłam.- rzucił kpiąco.
- Wiesz co daruj sobie. Po co tutaj przyjechałeś. Tak w ogóle co Ci tak nagle zaczęło zależeć na tym abym do Ciebie wróciła, kiedy jestem już szczęśliwa u boku innego mężczyzny.
- Właśnie widzę.- powiedział patrząc na mój brzuch, który szybko zakryłam.- Pewnie ten facet szybko Cię zapłodnił, bo bał się, że mu uciekniesz do innego.- zaśmiał się.
- Jesteś bezczelny. Ty nawet nie dorównujesz "temu facetowi" w łóżku. Seks z nim to prawdziwa przyjemność, do tego on przynajmniej nie nalega na to ciągle w porównaniu do ciebie.- warknęłam. Wiem, że nie powinnam się denerwować, ale kiedy teraz mam ochotę go uderzyć po raz drugi.- Pwinieneś iść z tym nosem do szpitala.- zauważyłam widząc jak się chwieje.
- Pójdę.- rzucił.- Ale jeszcze mam jedno pytanie.- oznajmił. Popatrzyłam na niego pytającym spojrzeniem. Podszedł bliżej mnie, ale ja się odsunęłam do tyłu. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na ekran, to Leon.- Odbierz.- nacisnęłam zielone pole i przyłożyłam urządzenie do ucha. Szatyn wypytywał się gdzie jestem, a gdy mu odpowiedziałam rozłączył się. Jestem pewna, że za chwilę tutaj przyjedzie.
- Mów czego chcesz?- warknęłam w jego stronę chowając telefon do kieszeni.- Mówię Ci lepiej idź do szpitala, bo chyba za mocno Cię uderzyłam.- dopowiedziałam, widząc jak się coraz bardziej chwieje. Za chwilę straci przytomność i to jeszcze przeze mnie.
- Proszę Cię odprowadź mnie.
- Ale to zaledwie kilka kroków... Albo dobra chodź.- postanowiłam mu pomóc, bo to w końcu przeze mnie krwawi mu nos. Zauważyłam jak powstrzymuje się przed zamknięciem oczu. Zaczęłam go prowadzić z powrotem w stronę szpitala. Już mieliśmy wchodzić do środka, ale zatrzymał mnie głos Leona. Szybko się odwróciłam przez co Peter upadł na podłogę, wyłożoną kostką. Przeklnęłam cicho pod nosem. Verdas pomógł mu wstać.
- Leon proszę poczekaj chwilę ja tylko go odprowadzę do recepcji i już do Ciebie wracam.- powiedziałam.
- Ja to zrobię, nie powinnaś się przemęczać. Masz klucze wsiądź do samochodu.- odparł. Podał mi rzecz, a sam poszedł z Peterem do budynku. Tak jak powiedział szatyn ruszyłam w stronę jego pojazdu, który od razu rzucił mi się w oczy. Podeszłam i wsiadłam do środka. Czekałam na swojego ukochanego, który coś długo nie wracał. Zajęłam się patrzeniem na swoje paznokcie, które są teraz w okropnym stanie. Poczułam mocny zapach papierosów. Westchnęłam. Spojrzałam na bok, siedział tam Verdas.
- Od kiedy palisz?- zapytałam prosto z mostu. Zaśmiał się.- Nie rozumiem co w tym było takiego śmiesznego. zapytałam tylko od kiedy palisz.- dodałam ciszej. Spojrzał na mnie.
- Ten facet to twój były. Mógł Ci coś zrobić. Porwać, pobić, zgwałcić. Violetta. Dlaczego nie uciekałaś, albo nie powiedziałaś mi tego kiedy dzwoniłem do Ciebie. Violetta widzisz co się dzieje, kiedy wychodzisz sama, wokół ciebie jest pełno niebezpieczeństw. Powinnaś uważać.- wyrzucił z siebie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Od kiedy palisz?- ponownie zapytałam.
- Nie twój interes!- krzyknął. Poczułam, że do moich oczu napływają łzy. Wysiadłam z samochodu i postanowiłam pójść do Angie to nie aż tak daleko.
- Violetta! Cholera gdzie ty idziesz? Violetta odwróć się!- krzyczał za mną. Odwróciłam się.
- Nie Twój interes!- odkrzyknęłam. Słyszałam jego krzyki, ale ostatnie co zrobiłam to wystawiłam mu środkowy palec. Chciało mi się płakać. On się tak nigdy nie zachowywał.
~*~
- Spodziewasz się kogoś?- zapytałam. Odwrócił się w moją stronę, podszedł i przytulił. Oczywiście się w niego wtuliłam. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
- Violu przepraszam, odrobinę mnie poniosło, ale kiedy zauważyłem tego Twojego byłego to miałem ochotę sam go uderzyć.- oznajmił. Podniosłam swój wzrok na wysokość jego oczu. Musnął delikatnie moje usta, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech.- Przygotowałem kolację przeprosinową. Kochanie wybaczysz mi?
- Jak przestaniesz palić.- ostrzegłam.
- Dla Ciebie wszystko.- odparł.
Razem usiedliśmy do stołu i jedliśmy posiłek przygotowany przez Verdasa, który oczywiście był bardzo smaczny. Później obejrzeliśmy film, podczas którego nawet nie wiem kiedy usnęłam.
#$%^&&*%
Tak oto przed Wami zaprezentował się rozdział 67 xp
Wiem, że jest beznadziejny i krótki, ale niestety mądra Ewelina złamała sobie rękę i teraz mi trochę źle pisać. Dokładnie dwie godziny temu przyjechałam ze szpitala z ręka w gipsie. Tak kończy się niebezpieczna gra w ręczną. Nie dałam rady napisać więcej, a chciałam dodać dzisiaj.
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, bardzo za nie dziękuję, jesteście wspaniałe <33
Możecie spodziewać się niespodzianki, tylko nie wiem czy to będzie następny rozdział, czy jeszcze następny xDD
Tak czy inaczej jeżeli chcecie rozdział 68 w sobotę, chciałabym tutaj znaleźć 28 komentarzy <33
Oczywiście nie zmuszam Was do komentowania i wierzę w Wasze siły <3
Pisanie tej notatki zajęło mi 15 min :DD
Do następnego :*
Super
OdpowiedzUsuńzajęte:(
OdpowiedzUsuńNiestety ;*
OdpowiedzUsuńBoski ♥
OdpowiedzUsuńJejciu, też bym przywaliła Peterowi -.-
Leoś, przestań palić suodziaku ♥
Współczucie z ręką :/ Ja mam skręconą kostkę, skręciłam se na tańcach i wybite 2 palce (u mnie siatkówka xd) No, ale co, Liv ćwiczy, bo co, nie chce mieć zaległości xd
Dobra, nie nudze xd
Czekam na next <33
Pzdr, Liv ;**
Rozdział niesamowity!
OdpowiedzUsuńLeon i Vilu
Jak słodko
Lu w szpitalu...
Fede w rozpaczy
(Przed tem napisałam zamiast Fede Fefe Taa mądra ja...)
Bardzo mi przykro z powodu ręki
Ja jeszcze nigdy nie miałam złamanego czegoś i niech tak pozostanie xDD
Pozdrawiam i czekam na next
Lucyy
Zajmuję ♥
OdpowiedzUsuńNajlepsza :*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńBiedna Lu bardzo mi jej zal :((( oby jej sie jeszcze poszczescilo ;)
Mala sprzeczka Leonetty juz zarzegnana :) Hah od kiedy ten Leon pali? :)))
BIedna wspolczuje zlamania i tego feralnego gipsu cos o tym wiem :P
Zdrowka zycze :)
Cudo !!
OdpowiedzUsuńCzekam na next !! ~ Julka ♥
Cudowny!
OdpowiedzUsuńLu była w ciąży ale stało się jak się stało i straciła dziecko :( Szkoda mi jej i Fede. On obwinia się za ten wypadek i jest w totalnej rozsypce. Violetta spotkala Petera i przez niego pokłóciła się z Leonem ;( Nie wiedziałam że on pali i jeszcze jak się tak na nią wydarł :( No, ale zmobilizował się i zrobił pyszną kolację przeprosinową :3 On niech się troszczy o Vilu a nie się kłócą! I niech przestanie palić! Czekam na kolejny rozdział ;*
Zawsze zastanawiałam się jak to jest mieć coś złamane ponieważ nigdy tego nie doświadczyłam i dobrze xD Mam nadzieje ze sobie poradzisz ze wszystkim ;) Tak z ciekawości która rękę masz złamana?
Kocham Cię <333
Super haha zaraz 69
OdpowiedzUsuńLove <3 its very lovely story about leonetta .
OdpowiedzUsuńBardzo genialna część. Powiem ci że wchłonęłam całe twoje opowiadanie. Całe prawie przeczytałam. Piszesz genialne opki.
OdpowiedzUsuńOj biedactwo. Złamała rękę ? Ja kiedyś złamał am sobie nogę.
Biedna Lu.... współczuje jej i Fede....
Czekam na next!
Pozdrawia.
Kriss :*
cudowny !! Leonetta !!
OdpowiedzUsuńCzekam na next fajny rozdział <3
OdpowiedzUsuńgenialne opowiadanie przeczytałam całe prosze o next
OdpowiedzUsuńNext :*
OdpowiedzUsuńKochaaam leonette
OdpowiedzUsuńJeszcze 7 komentarzy i next w sobote prosze postarajcie sie
OdpowiedzUsuńSuper :3
OdpowiedzUsuńLuśka w szpitalu ;c
i straciła dziecko ;cc
I Peter się napatoczył ;-;
debil.
debil.
Ale tak ogólnie to jest świetny : 3
Biednaaa ty ;c nic na siłę, daj odpocząć ręce ;p
Zdrowiej! ;3
Czekam na nexta ;33
Całusyy ;**
Nati
Boski<3
OdpowiedzUsuńAmcia:)
Boski.....
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie martw się sama wiem jak to jest
5 rok grania w ręczna :)
Najlepsze było jak Viola trzasła go w nos :) biedna Luśka nie zasłurzyła na to :/ Cudny rozdział życze szybkiego powrotu do zdrowia :* ~Caroline
OdpowiedzUsuńCudny *__*
OdpowiedzUsuńTeż gram w ręczną i boli mnie kość ogonowa xDD
Wracaj szybko do zdrowia kochana ;**
Rozdział cudowny ;* Nie musisz się martwić, że krótki bo i tak podziw, że w takim stanie dałaś radę napisać cokolwiek ;**
Pozdrawiam ;)
Ekstra <3
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga <3
Nie mogę się doczekać nexta!
Żabka Blanco
Jezu... Ale cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent kochana ;*
I mówię to szczerze - piszesz genialnie ;3
Ludmiła biedna ;'c
Nie dość, że taka sytuacja smutna, to jeszcze straciła dziecko ;c
Federico się obwinia ;c
Biedna Fedemiłka ;'c
A tak w ogóle...
W KTÓRYM ROZDZIALE BYŁO OSTATNIO COŚ O FEDEMILE? ;*
Leon taki troskliwy <3
Viola taka przestraszona ;o
Peter się musiał wtrącić >_<
I Leoneta była pokłócona ;c
Ale na szczęście się pogodzili <3
Czekam na nexcika niecierpliwie <3
Buziaki ;*
Katarina
Wspanialy blog!! <3 Dopiero go znalazlam i przeczytalam caly, i zakochalam sie w tym opowiadaniu !
OdpowiedzUsuńPs. Gram w reczna od 5 lat i kocham ten sport! ;) ♡
Pss. Zdrowiej ;)
Pozdrawiam ;*
Będzie kolejny rozdział? ; )
OdpowiedzUsuń