Tydzień później
Nauki z każdym dniem powoli przybywa, ale to dopiero początek, przynajmniej tak mi mówi Leoś. Tak jak mówił zapisał się do drużyny i jest kapitanem. A kto zgadnie kim jest jedna z cheerleaderek? O Ja. To Steph. Niestety znów zaczęła podrywać Leona. Jeremy nadal nie ustępuje, nie wiem o co mu chodzi. Za każdym razem patrzy się na mnje jakby chciał mnie zgwałcić, a podczas rozmowy chce żebym zerwała z moim chłopakiem. Nie wiem dlaczego tak mu na tym zależy. Po prostu nie do zniesienia. Z całej czwórki niby przyjaciół, chyba Eva i Rick są normalni. Z prawdziwymi przyjaciółmi spotykam się po szkole, rozmawiam przez skayp'a, telefon. W ich towarzystwie zawsze mogę być sobą. Bardzo chciałabym normalnie rozmawiać z nimi w szkole, ale nie chcę zostawiać Leosia samego z nimi. Zamknęłam szafkę, z której wyciągałam książki na chemie. Zauważyłam Fran i Naty pomachałam im,, a One mi odmachały. Na szczęście wszyscy z elity są na przerwie na zewnątrz, a Leon poszedł do łazienki. Chciałam podejść do dziewczyn, ale w ostatniej chwili ktoś mnie zatrzymał chwytając za nadgarstek. Tym kimś była Steph. Szybko wyrwałam dłoń.
- Co Ty robisz?! Nie rozumiesz słów nie mieszamy się?! Myślisz, że jak jesteś w elicie to wszystko Ci można?! Złotko to nie tak działa. My dajemy przykład innym. A wszyscy inni mają nam zazdrościć. Wyobraź sobie sytuację, w której Ty mieszasz się z przeciętnymi. Skutkiem tego jest wylot z elity. A tego byś nie chciała!- powiedziała a raczej krzyknęła.
- Wiesz jakoś mnie to mało obchodzi. Chętnie bym odeszła od elity, ale nie chcę zostawiać Leona samego.- odparłam, ale o wiele spokojniej niż Steph. Zawsze gdy się bardzo denerwuje to szybko mruga, co mnie rozśmieszyło.- Złotko nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi. Przepraszam Tobie już zaszkodziła.- dodałam. Poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w policzek. Po perfumach rozpoznałam, że to Leoś. Dziewczyna wściekła odeszła od nas. Chłopak zaczął pytać czy coś się wydarzyło, że jestem taka zdenerwowana. A Ja gestem głowy wskazałam na Steph, która obserwuje nas zza ściany. W ogóle Jej nie widać. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcje, razem ruszyliśmy w stronę odpowiedniej klasy. Usiadłam z Leonem. Nauczyciel w porównaniu do innych nie czytał przez całą lekcje tych wszystkich wymagań. Pozwoliła nam zrobić różne doświadczenia. Chemia tutaj to masa doświadczeń i mało pisania, a tam doświadczeń zero, za to pełno pisania. A nauczyciel od chemii zajebisty. Może w końcu zrozumiem chemie. Lubie ten przedmiot, ale ostatnio nie za bardzo rozumiałam. W gimnazjum pamiętam, że miałam na koniec sześć, a w liceum trzy. Albo nauczycielka źle tłumaczyła, albo to nie był mój poziom. Po skończonych zajęciach udaliśmy się na lunch, oczywiście siedzieliśmy przy najlepszym stoliku, który różnił się od innych tym, że był czystszy. W jednym stoliku kujoni, przy drugim przeciętni, przy trzecim filozofii, przy czwartym muzycy i tancerze... Mogłabym tak wymieniać, ale przy ostatnim i najlepszym sportowcy. Tylko Ja nie jestem sportowcem, bardziej interesuje się matematyką, angielskim, historią, chemią. Nie za bardzo przepadam za w-f'em
- Violu czemu nie zapiszesz się do drużyny cheerleaderek?- zapytała jak zawsze uśmiechnięta Eva, co dało się usłyszeć po Jej przyjaznym głosie.
- Powtarzam to setny raz nie przepadam za sportem.- odparłam nie odrywając wzroku od sałatki, którą torturowałam widelcem. Po chwili usłyszałam dźwięk sms-a. Wyciągnęłam smartfona z kieszeni spodni, odblokowałam. Od jakiegoś nieznajomego. Szybko na niego nacisnęłam. Odczytałam. I zaczęłam się cicho śmiać. Mianowicie Jeremy, który załatwił od kogoś mój numer, napisał, że chciałby zobaczyć mnie w tym stroju cheerleaderki a może i bez. Odpisałam mu, że pomarzyć może.
- Violu z czego się tak śmiejesz?- zapytał z uśmiechem zaciekawiony Leoś. Pokazałam mu sms. Nie było napisane od kogo. Z Jego twarzy znikł uroczy uśmiech, a pojawiła się złość. Szybko musnęłam Jego miękkie usta swoimi. Trochę się uspokoił. Przybliżyłam się do niego, a On objął mnie swoim ramieniem. Szepnęłam mu na ucho, że Go kocham najbardziej na świecie. Niemalże poczułam, że na Jego twarzy pojawia się z powrotem uśmiech. On także szeptał mi do ucha czułe słówka. Zauważyłam, że Rick i Eva też coś do siebie szepcą, a Steph i Jeremy siedzą cicho z grymasem na twarzach. Po dzwonku udaliśmy się na następną nudną lekcję. To dopiero początek, a Ja już mam dosyć. Po wszystkich obowiązkowych lekcjach kilku uczniów poszło do domu, a pozostali zostali w szkole na zajęcia dodatkowe.
- Kochanie idziesz na mój trening? No wiesz zobaczysz jak gram.- mówił uwodzicielskim głosem Leoś. Zaśmiałam się. - Leoś dzisiaj nie mogę, idę z dziewczynami na kółko z matematyki.- odparłam.
- Naprawdę wolisz rozwiązywać jakieś równania niż patrzenie na swojego chłopaka, który biega bez koszulki przy cheerleaderkach?- wiedziałam do czego zmierza.
- To dobrze. Cieszę się. Tylko pamiętaj jesteś mój, tylko i wyłącznie mój.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczu, jeżdżąc palcem wskazującym po Jego klacie. Gdy zauważyłam, że dziewczyny na mnie czekają pożegnałam się z Leonem buziakiem w policzek. Podeszłam do przyjaciółek. Gdy zadzwonił dzwonek przyszła Angie i otworzyła nam klasę. Całe zajęcia przebiegały w przyjaznej atmosferze śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy, rozwiązywałyśmy jakieś przykłady. Miałam szczęście, że na kółko chodziły Lu, Naty, Fran, Cami i jakieś dwie dziewczyny, chyba z przeciwnej. Nim się spostrzegła, rozbrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Udałam się w stronę boiska, miałam nadzieję, że poczekam na Leona i razem wrócimy do domu. Zauważyłam Go siedział na trybunach z elitą. Posmutniałam gdy zobaczyłam, że jest bez koszulki, a Steph dotyka Jego mięśni. Śmieją się , a najwyraźniej tematów do rozmowy im nie brakuje. Smutna odeszłam. Powoli szłam do domu. Może lepiej by było gdybym nie pojawiła się w tej szkole. Leon dalej spotykałby się ze Steph, a Ja zapewne męczyłabym się w tej patologicznej rodzinie. Nie śpieszyło mi się do miejsca zamieszkania po drodze usiadłam na ławeczce w parku. Pogoda z każdą minutą pogarszała się wiatr wiał coraz mocniej i był zimniejszy, niebo było pokryte ciemnymi chmurami. Nerwowo patrzyłam na tapetę ustawioną w telefonie, była na niej Ja i Leoś. Zauważyłam pojedynczą kroplę padającą na moją komórkę. Wstałam z miejsca i ruszyłam dalej przed siebie. Nagle zaczęło strasznie padać. Na horyzoncie nie widziałam ani jednej żywej duszy. Szłam taka przemoczona do suchej nitki. Po chwili jakieś auto zaczęło bardzo wolno jechać. Odwróciłam wzrok, aby zobaczyć kto to. Tym kimś był Leoś.
- Violu wsiadaj!- krzyknął.
- Nie nigdzie nie wsiadam!- odparłam również krzycząc.
- Albo sama wsiądzie, albo z moją pomocą!- rzucił. Zignorowałam to i szłam dalej. Chłopak nie ustępował. Dalej jechał tak wolno.- Przeziębisz się.- dodał, a Ja dalej Go ignorowałam. Zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia. - Kocham Cię.- szepnął prawie niesłyszalnie całując czubek mojej głowy. - A teraz wsiadajmy.- dodał. Nie sprzeciwiałam się usiadłam na miejscu pasażera. Jechaliśmy w przyjemnej ciszy. Co chwila spoglądałam kątem oka na Leona.- Violu co się stało?- zapytał z troską.
- Chyba jestem zazdrosna.- odpowiedziałam i schyliłam głowę.- No bo Ty byłeś ze Steph kochałeś Ją.- mówiłam dalej ze spuszczoną głową.
- Kocham Tylko Ciebie. Dawniej czułem coś do Steph, ale dopiero przy Tobie poczułem co to miłość. A teraz głowa do góry i uśmiech proszę.- położył rękę na moim udzie, a Ja ze szczerym uśmiechem podniosłam głowę.- Nie lubię gdy się smucisz. Mam dla Ciebie propozycję.- dodał popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.- Jedziesz ze mną, Evą, mną, Rico, mną, Jeremim, mną, Steph, mną na weekend pod namioty?- zapytał. Nie za bardzo miałam ochotę jechać z nimi, o wiele bardziej wolałabym z przyjaciółmi.
- Pojadę, ale pod jednym warunkiem. Śpię w namiocie z Tobą i tylko z Tobą.- powiedziałam. Leon chwycił moją rękę i mocno ścisnął.
Gdy dotarliśmy na miejsce wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy wewnątrz domu. Poczułam cudowny zapach z kuchni. Nawet nie zauważyłam, a chłopaka przy mnie nie było. Nie zastanawiając się długo udałam się do pomieszczenia, w którym przebywała zapewne mama Leona.
- Violu dlaczego jesteś taka mokra?!- zapytała zabiegana kobieta patrząc na mnie.- Leon odejdź od tego jedzenia!- krzyknęła na Leona, On nie zareagował.- Syneczku odejdź od tego jedzenia, bo co Ja podam na kolację?- zapytała już spokojniej. Odwróciła wzrok z powrotem na mnie.
- Strasznie pada na zewnątrz.- stwierdziłam.
- A Ty nie wracałaś samochodem z Leonem?- dopytywała. Zaśmiałam się.
- Wracałam, ale trochę się przeszłam.
- Rozumiem. Idźcie się przebrać babcia z dziadkiem przyjeżdżają w odwiedziny.- oznajmiła. Leoś szybko pobiegł na górę do pokoju, było słychać tylko trzaśnięcie drzwi. Postąpiłam podbnie jak chłopak mijając trzaskanie drzwiami i bieg. Wybrałam odpowiednie ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. Chciałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. A to znaczyło, że Leoś zajął łazienkę. Spytałam czy długo jeszcze będzie tam siedział, a On odpowiedział, że jeszcze pięć minut. Taa... Ja już znam to Jego pięć minut. Pół godziny później w końcu raczył wyjść, ale wyglądał cudownie i elegancko. Gdy mijaliśmy się w drzwiach szepnął mi na ucho żebym ubrała się elegancko. Na szczęście wzięłam stosowne ciuchy. Szybko weszłam pod prysznic, odświeżyłam swoje ciało. Wyszłam z kabiny, włosy owinęłam ręcznikiem, a ciało wytarłam. Ubrałam się. Zdjęłam materiał z włosów, wysuszyłam je suszarką i wyprostowałam. Więcej nie kombinowałam. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i gotowa wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Poszłam do pokoju przygotować książki na jutro do szkoły. W momencie zasuwania plecaka do mojej sypialni wszedł Leoś. Uśmiechnął się szeroko. Usiadł na brzegu mojego łóżka, ustanowiłam się obok.
- Volu przy moich dziadkach pamiętaj o uśmiechu. Siedź prosto przy stole. Nie mów z pełną buzią. I za żadne skarby świata nie przerywaj im.- wytłumaczył chłopak.
- Dobrze mamo.- odparłam.- Znam zasady kulturalnego zachowania.- dodałam i zaśmiałam się.
- Oni są jakby to ująć bardzo eleganccy i kulturalni i cenią sobie gdy inni też tak się zachowują.
Rozmawialiśmy, aż usłyszeliśmy dzwonek. Szybko zeszliśmy na dół do jadalni stanęliśmy obok siebie z szerokimi uśmiechami na twarzy. Do pomieszczenia weszli starsze państwo Verdas i młodsze. Po przywitaniu się wszyscy usiedli przy stole. Panowała strasznie napięta atmosfera. Jedliśmy w ciszy. Trochę się denerwowałam, że zapytają mnie o coś na co odpowiedzi nie znam.
- A więc Ty Violetto pewnie jesteś wybranką mojego wnuczusia?- zapytała. Mówiła bardzo wolno, tak jakby każde słowo analizowała w głowie i dopiero potem je wypowiadała.
- Tak.- odpowiedziałam pewnie. Starsza kobieta popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się. Nagle wszystkie spojrzenia osób siedząc przy stole skierowały się na mnie. Widać było w nich zdziwienie. - A jak Wam się układa?- dopytywała.
- Ogólnie dobrze. Nie kłócimy się. O wszystkim sobie mówimy, nie mamy przed sobą tajemnic. Gdy nie ma Go w pobliżu czuję pustkę. On jest jak tlen potrzebny mi do życia. Chociaż nie zawsze wszystko szło po naszej myśli.- mój wzrok przeniósł się na Leona, który od dłuższego czasu mi się przygląda.- Kocham Go i czuję w głębi serca, że to ten jedyny.- wyznałam.
- Leoś nie wypuść takiego skarbu z rąk.- zwróciła się do chłopaka. A mi uśmiech powiększył się na twarzy. Reszta kolacji przebiegła w znośnej atmosferze. Później postanowiłam pomóc w sprzątaniu. Ja miałam znosić talerze z jadalni do kuchni, Veronica wkładała je do zmywarki, a Amanda siedziała na krześle przy wyspie kuchennej i rozmawiała z kobietą. Usłyszałam urywek rozmowy, który mnie zaciekawił.
- Ona jeszcze nie zna prawdy Veronica im dłużej z tym zwlekasz tym bardziej Ona będzie później cierpiała.- mówiła przejęta Amanda.
- Powiem Jej jak będę gotowa.- odpowiedziała trochę podenerwowana.
- Miałaś Jej powiedzieć kiedy do Was przyjechała, a tymczasem minęły trzy miesiące, a Ona prawdy nadal nie zna. A teraz przepraszam, ale muszę iść do Leona powiedzieć mu coś ważnego. A Ty zastanów się kiedy Jej powiesz, bo lepiej by było gdyby dowiedziała się tego od Ciebie. Pamiętaj Leon też musi w końcu poznać prawdę.- powiedziała szybko i powoli już wychodziła.
- Mamo. Ona już wie, że Maria to nie jest Jej biologiczna matka!- krzyknęła, ale nie za głośno. Na tym zakończyła się ich rozmowa. Weszłam do kuchni z brudnymi talerzami. Położyłam je na blacie obok.
- Coś się stało?- zapytałam zmartwiona.
- Za dużo.- przytuliłam się do niej.
- Proszę się nie smucić. Wszystko się ułoży jeszcze lepiej niż Ci się wydaje.- pocieszałam Ją. Później pożegnaliśmy się z Amandą i Jej mężem. Po ich wyjściu byłam tak zmęczona, że powiedziałam dobranoc i poszłam do łazienki, w której zmyłam makijaż. Podreptałam do pokoju. Rozsunęłam zamek od sukienki i zrzuciłam ją z siebie. Oczywiście Leoś wyczuł moment i wszedł do pokoju.
- Ja to mam wyczucie czasu.- powiedział uradowany i żucił się na moje łóżko. Zaśmiałam się. Ubrałam swoją piżamę i położyłam się obok mojego ukochanego. - Babcia Cię polubiła.- stwierdził.- Pamiętam, że gdy byłem jeszcze ze Steph to Ją wygoniła z domu, mówiąc, że Jej nie lubi. - zaśmiałam się ponownie.- Uwielbiam Twój śmich. Mógłbym go słuchać godzinami.- dodał. Z uśmiechem na twadzy, tuląc się do niego usnęłam.
○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○
Tak prezentuje się rozdział 24 :)
Myślałam, że się dzisiaj już nie wyrobię. Musiałam iść na trening z siatkówki, a potem przyszła do mnie denerwująca kuzynka.
Trochę za bardzo Wam tutaj słodzę Leonettą, ale już niedługo może się coś stać ^.^
Violetta powoli dowiaduje się nowości na temat swojej rodzicielki.
Kto przeczytał rozdział pisze w komentarzu Hej, hej
Tak, Ja i moje głupie szantaże :>
Rzodział 25 = Komentarzy 25
Do następnego:*
Nauki z każdym dniem powoli przybywa, ale to dopiero początek, przynajmniej tak mi mówi Leoś. Tak jak mówił zapisał się do drużyny i jest kapitanem. A kto zgadnie kim jest jedna z cheerleaderek? O Ja. To Steph. Niestety znów zaczęła podrywać Leona. Jeremy nadal nie ustępuje, nie wiem o co mu chodzi. Za każdym razem patrzy się na mnje jakby chciał mnie zgwałcić, a podczas rozmowy chce żebym zerwała z moim chłopakiem. Nie wiem dlaczego tak mu na tym zależy. Po prostu nie do zniesienia. Z całej czwórki niby przyjaciół, chyba Eva i Rick są normalni. Z prawdziwymi przyjaciółmi spotykam się po szkole, rozmawiam przez skayp'a, telefon. W ich towarzystwie zawsze mogę być sobą. Bardzo chciałabym normalnie rozmawiać z nimi w szkole, ale nie chcę zostawiać Leosia samego z nimi. Zamknęłam szafkę, z której wyciągałam książki na chemie. Zauważyłam Fran i Naty pomachałam im,, a One mi odmachały. Na szczęście wszyscy z elity są na przerwie na zewnątrz, a Leon poszedł do łazienki. Chciałam podejść do dziewczyn, ale w ostatniej chwili ktoś mnie zatrzymał chwytając za nadgarstek. Tym kimś była Steph. Szybko wyrwałam dłoń.
- Co Ty robisz?! Nie rozumiesz słów nie mieszamy się?! Myślisz, że jak jesteś w elicie to wszystko Ci można?! Złotko to nie tak działa. My dajemy przykład innym. A wszyscy inni mają nam zazdrościć. Wyobraź sobie sytuację, w której Ty mieszasz się z przeciętnymi. Skutkiem tego jest wylot z elity. A tego byś nie chciała!- powiedziała a raczej krzyknęła.
- Wiesz jakoś mnie to mało obchodzi. Chętnie bym odeszła od elity, ale nie chcę zostawiać Leona samego.- odparłam, ale o wiele spokojniej niż Steph. Zawsze gdy się bardzo denerwuje to szybko mruga, co mnie rozśmieszyło.- Złotko nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi. Przepraszam Tobie już zaszkodziła.- dodałam. Poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w policzek. Po perfumach rozpoznałam, że to Leoś. Dziewczyna wściekła odeszła od nas. Chłopak zaczął pytać czy coś się wydarzyło, że jestem taka zdenerwowana. A Ja gestem głowy wskazałam na Steph, która obserwuje nas zza ściany. W ogóle Jej nie widać. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcje, razem ruszyliśmy w stronę odpowiedniej klasy. Usiadłam z Leonem. Nauczyciel w porównaniu do innych nie czytał przez całą lekcje tych wszystkich wymagań. Pozwoliła nam zrobić różne doświadczenia. Chemia tutaj to masa doświadczeń i mało pisania, a tam doświadczeń zero, za to pełno pisania. A nauczyciel od chemii zajebisty. Może w końcu zrozumiem chemie. Lubie ten przedmiot, ale ostatnio nie za bardzo rozumiałam. W gimnazjum pamiętam, że miałam na koniec sześć, a w liceum trzy. Albo nauczycielka źle tłumaczyła, albo to nie był mój poziom. Po skończonych zajęciach udaliśmy się na lunch, oczywiście siedzieliśmy przy najlepszym stoliku, który różnił się od innych tym, że był czystszy. W jednym stoliku kujoni, przy drugim przeciętni, przy trzecim filozofii, przy czwartym muzycy i tancerze... Mogłabym tak wymieniać, ale przy ostatnim i najlepszym sportowcy. Tylko Ja nie jestem sportowcem, bardziej interesuje się matematyką, angielskim, historią, chemią. Nie za bardzo przepadam za w-f'em
- Violu czemu nie zapiszesz się do drużyny cheerleaderek?- zapytała jak zawsze uśmiechnięta Eva, co dało się usłyszeć po Jej przyjaznym głosie.
- Powtarzam to setny raz nie przepadam za sportem.- odparłam nie odrywając wzroku od sałatki, którą torturowałam widelcem. Po chwili usłyszałam dźwięk sms-a. Wyciągnęłam smartfona z kieszeni spodni, odblokowałam. Od jakiegoś nieznajomego. Szybko na niego nacisnęłam. Odczytałam. I zaczęłam się cicho śmiać. Mianowicie Jeremy, który załatwił od kogoś mój numer, napisał, że chciałby zobaczyć mnie w tym stroju cheerleaderki a może i bez. Odpisałam mu, że pomarzyć może.
- Violu z czego się tak śmiejesz?- zapytał z uśmiechem zaciekawiony Leoś. Pokazałam mu sms. Nie było napisane od kogo. Z Jego twarzy znikł uroczy uśmiech, a pojawiła się złość. Szybko musnęłam Jego miękkie usta swoimi. Trochę się uspokoił. Przybliżyłam się do niego, a On objął mnie swoim ramieniem. Szepnęłam mu na ucho, że Go kocham najbardziej na świecie. Niemalże poczułam, że na Jego twarzy pojawia się z powrotem uśmiech. On także szeptał mi do ucha czułe słówka. Zauważyłam, że Rick i Eva też coś do siebie szepcą, a Steph i Jeremy siedzą cicho z grymasem na twarzach. Po dzwonku udaliśmy się na następną nudną lekcję. To dopiero początek, a Ja już mam dosyć. Po wszystkich obowiązkowych lekcjach kilku uczniów poszło do domu, a pozostali zostali w szkole na zajęcia dodatkowe.
- Kochanie idziesz na mój trening? No wiesz zobaczysz jak gram.- mówił uwodzicielskim głosem Leoś. Zaśmiałam się. - Leoś dzisiaj nie mogę, idę z dziewczynami na kółko z matematyki.- odparłam.
- Naprawdę wolisz rozwiązywać jakieś równania niż patrzenie na swojego chłopaka, który biega bez koszulki przy cheerleaderkach?- wiedziałam do czego zmierza.
- To dobrze. Cieszę się. Tylko pamiętaj jesteś mój, tylko i wyłącznie mój.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczu, jeżdżąc palcem wskazującym po Jego klacie. Gdy zauważyłam, że dziewczyny na mnie czekają pożegnałam się z Leonem buziakiem w policzek. Podeszłam do przyjaciółek. Gdy zadzwonił dzwonek przyszła Angie i otworzyła nam klasę. Całe zajęcia przebiegały w przyjaznej atmosferze śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy, rozwiązywałyśmy jakieś przykłady. Miałam szczęście, że na kółko chodziły Lu, Naty, Fran, Cami i jakieś dwie dziewczyny, chyba z przeciwnej. Nim się spostrzegła, rozbrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Udałam się w stronę boiska, miałam nadzieję, że poczekam na Leona i razem wrócimy do domu. Zauważyłam Go siedział na trybunach z elitą. Posmutniałam gdy zobaczyłam, że jest bez koszulki, a Steph dotyka Jego mięśni. Śmieją się , a najwyraźniej tematów do rozmowy im nie brakuje. Smutna odeszłam. Powoli szłam do domu. Może lepiej by było gdybym nie pojawiła się w tej szkole. Leon dalej spotykałby się ze Steph, a Ja zapewne męczyłabym się w tej patologicznej rodzinie. Nie śpieszyło mi się do miejsca zamieszkania po drodze usiadłam na ławeczce w parku. Pogoda z każdą minutą pogarszała się wiatr wiał coraz mocniej i był zimniejszy, niebo było pokryte ciemnymi chmurami. Nerwowo patrzyłam na tapetę ustawioną w telefonie, była na niej Ja i Leoś. Zauważyłam pojedynczą kroplę padającą na moją komórkę. Wstałam z miejsca i ruszyłam dalej przed siebie. Nagle zaczęło strasznie padać. Na horyzoncie nie widziałam ani jednej żywej duszy. Szłam taka przemoczona do suchej nitki. Po chwili jakieś auto zaczęło bardzo wolno jechać. Odwróciłam wzrok, aby zobaczyć kto to. Tym kimś był Leoś.
- Violu wsiadaj!- krzyknął.
- Nie nigdzie nie wsiadam!- odparłam również krzycząc.
- Albo sama wsiądzie, albo z moją pomocą!- rzucił. Zignorowałam to i szłam dalej. Chłopak nie ustępował. Dalej jechał tak wolno.- Przeziębisz się.- dodał, a Ja dalej Go ignorowałam. Zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia. - Kocham Cię.- szepnął prawie niesłyszalnie całując czubek mojej głowy. - A teraz wsiadajmy.- dodał. Nie sprzeciwiałam się usiadłam na miejscu pasażera. Jechaliśmy w przyjemnej ciszy. Co chwila spoglądałam kątem oka na Leona.- Violu co się stało?- zapytał z troską.
- Chyba jestem zazdrosna.- odpowiedziałam i schyliłam głowę.- No bo Ty byłeś ze Steph kochałeś Ją.- mówiłam dalej ze spuszczoną głową.
- Kocham Tylko Ciebie. Dawniej czułem coś do Steph, ale dopiero przy Tobie poczułem co to miłość. A teraz głowa do góry i uśmiech proszę.- położył rękę na moim udzie, a Ja ze szczerym uśmiechem podniosłam głowę.- Nie lubię gdy się smucisz. Mam dla Ciebie propozycję.- dodał popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.- Jedziesz ze mną, Evą, mną, Rico, mną, Jeremim, mną, Steph, mną na weekend pod namioty?- zapytał. Nie za bardzo miałam ochotę jechać z nimi, o wiele bardziej wolałabym z przyjaciółmi.
- Pojadę, ale pod jednym warunkiem. Śpię w namiocie z Tobą i tylko z Tobą.- powiedziałam. Leon chwycił moją rękę i mocno ścisnął.
Gdy dotarliśmy na miejsce wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy wewnątrz domu. Poczułam cudowny zapach z kuchni. Nawet nie zauważyłam, a chłopaka przy mnie nie było. Nie zastanawiając się długo udałam się do pomieszczenia, w którym przebywała zapewne mama Leona.
- Violu dlaczego jesteś taka mokra?!- zapytała zabiegana kobieta patrząc na mnie.- Leon odejdź od tego jedzenia!- krzyknęła na Leona, On nie zareagował.- Syneczku odejdź od tego jedzenia, bo co Ja podam na kolację?- zapytała już spokojniej. Odwróciła wzrok z powrotem na mnie.
- Strasznie pada na zewnątrz.- stwierdziłam.
- A Ty nie wracałaś samochodem z Leonem?- dopytywała. Zaśmiałam się.
- Wracałam, ale trochę się przeszłam.
- Rozumiem. Idźcie się przebrać babcia z dziadkiem przyjeżdżają w odwiedziny.- oznajmiła. Leoś szybko pobiegł na górę do pokoju, było słychać tylko trzaśnięcie drzwi. Postąpiłam podbnie jak chłopak mijając trzaskanie drzwiami i bieg. Wybrałam odpowiednie ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. Chciałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. A to znaczyło, że Leoś zajął łazienkę. Spytałam czy długo jeszcze będzie tam siedział, a On odpowiedział, że jeszcze pięć minut. Taa... Ja już znam to Jego pięć minut. Pół godziny później w końcu raczył wyjść, ale wyglądał cudownie i elegancko. Gdy mijaliśmy się w drzwiach szepnął mi na ucho żebym ubrała się elegancko. Na szczęście wzięłam stosowne ciuchy. Szybko weszłam pod prysznic, odświeżyłam swoje ciało. Wyszłam z kabiny, włosy owinęłam ręcznikiem, a ciało wytarłam. Ubrałam się. Zdjęłam materiał z włosów, wysuszyłam je suszarką i wyprostowałam. Więcej nie kombinowałam. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i gotowa wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Poszłam do pokoju przygotować książki na jutro do szkoły. W momencie zasuwania plecaka do mojej sypialni wszedł Leoś. Uśmiechnął się szeroko. Usiadł na brzegu mojego łóżka, ustanowiłam się obok.
- Volu przy moich dziadkach pamiętaj o uśmiechu. Siedź prosto przy stole. Nie mów z pełną buzią. I za żadne skarby świata nie przerywaj im.- wytłumaczył chłopak.
- Dobrze mamo.- odparłam.- Znam zasady kulturalnego zachowania.- dodałam i zaśmiałam się.
- Oni są jakby to ująć bardzo eleganccy i kulturalni i cenią sobie gdy inni też tak się zachowują.
Rozmawialiśmy, aż usłyszeliśmy dzwonek. Szybko zeszliśmy na dół do jadalni stanęliśmy obok siebie z szerokimi uśmiechami na twarzy. Do pomieszczenia weszli starsze państwo Verdas i młodsze. Po przywitaniu się wszyscy usiedli przy stole. Panowała strasznie napięta atmosfera. Jedliśmy w ciszy. Trochę się denerwowałam, że zapytają mnie o coś na co odpowiedzi nie znam.
- A więc Ty Violetto pewnie jesteś wybranką mojego wnuczusia?- zapytała. Mówiła bardzo wolno, tak jakby każde słowo analizowała w głowie i dopiero potem je wypowiadała.
- Tak.- odpowiedziałam pewnie. Starsza kobieta popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się. Nagle wszystkie spojrzenia osób siedząc przy stole skierowały się na mnie. Widać było w nich zdziwienie. - A jak Wam się układa?- dopytywała.
- Ogólnie dobrze. Nie kłócimy się. O wszystkim sobie mówimy, nie mamy przed sobą tajemnic. Gdy nie ma Go w pobliżu czuję pustkę. On jest jak tlen potrzebny mi do życia. Chociaż nie zawsze wszystko szło po naszej myśli.- mój wzrok przeniósł się na Leona, który od dłuższego czasu mi się przygląda.- Kocham Go i czuję w głębi serca, że to ten jedyny.- wyznałam.
- Leoś nie wypuść takiego skarbu z rąk.- zwróciła się do chłopaka. A mi uśmiech powiększył się na twarzy. Reszta kolacji przebiegła w znośnej atmosferze. Później postanowiłam pomóc w sprzątaniu. Ja miałam znosić talerze z jadalni do kuchni, Veronica wkładała je do zmywarki, a Amanda siedziała na krześle przy wyspie kuchennej i rozmawiała z kobietą. Usłyszałam urywek rozmowy, który mnie zaciekawił.
- Ona jeszcze nie zna prawdy Veronica im dłużej z tym zwlekasz tym bardziej Ona będzie później cierpiała.- mówiła przejęta Amanda.
- Powiem Jej jak będę gotowa.- odpowiedziała trochę podenerwowana.
- Miałaś Jej powiedzieć kiedy do Was przyjechała, a tymczasem minęły trzy miesiące, a Ona prawdy nadal nie zna. A teraz przepraszam, ale muszę iść do Leona powiedzieć mu coś ważnego. A Ty zastanów się kiedy Jej powiesz, bo lepiej by było gdyby dowiedziała się tego od Ciebie. Pamiętaj Leon też musi w końcu poznać prawdę.- powiedziała szybko i powoli już wychodziła.
- Mamo. Ona już wie, że Maria to nie jest Jej biologiczna matka!- krzyknęła, ale nie za głośno. Na tym zakończyła się ich rozmowa. Weszłam do kuchni z brudnymi talerzami. Położyłam je na blacie obok.
- Coś się stało?- zapytałam zmartwiona.
- Za dużo.- przytuliłam się do niej.
- Proszę się nie smucić. Wszystko się ułoży jeszcze lepiej niż Ci się wydaje.- pocieszałam Ją. Później pożegnaliśmy się z Amandą i Jej mężem. Po ich wyjściu byłam tak zmęczona, że powiedziałam dobranoc i poszłam do łazienki, w której zmyłam makijaż. Podreptałam do pokoju. Rozsunęłam zamek od sukienki i zrzuciłam ją z siebie. Oczywiście Leoś wyczuł moment i wszedł do pokoju.
- Ja to mam wyczucie czasu.- powiedział uradowany i żucił się na moje łóżko. Zaśmiałam się. Ubrałam swoją piżamę i położyłam się obok mojego ukochanego. - Babcia Cię polubiła.- stwierdził.- Pamiętam, że gdy byłem jeszcze ze Steph to Ją wygoniła z domu, mówiąc, że Jej nie lubi. - zaśmiałam się ponownie.- Uwielbiam Twój śmich. Mógłbym go słuchać godzinami.- dodał. Z uśmiechem na twadzy, tuląc się do niego usnęłam.
○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○
Tak prezentuje się rozdział 24 :)
Myślałam, że się dzisiaj już nie wyrobię. Musiałam iść na trening z siatkówki, a potem przyszła do mnie denerwująca kuzynka.
Trochę za bardzo Wam tutaj słodzę Leonettą, ale już niedługo może się coś stać ^.^
Violetta powoli dowiaduje się nowości na temat swojej rodzicielki.
Kto przeczytał rozdział pisze w komentarzu Hej, hej
Tak, Ja i moje głupie szantaże :>
Rzodział 25 = Komentarzy 25
Do następnego:*