Powinnam się ciszyć. Powinnam być szczęśliwa, ale nie mogę trudno mi uwierzyć w to, że będzie nas dzieliła tak duża, wielka odległość. Dokładnie kilka minut temu obydwoje dostaliśmy odpowiedzi z uczelni, do których chcemy pójść. Złożyłam papiery tylko do Stanforda, ale Leon zainteresowany był jeszcze Harvardem. Nadal nie podjął decyzji. Siedzi i patrzy raz w jedną kartkę, raz w drugą. Panuje cisza. Nie wiem czy mam coś powiedzieć czy nadal siedzieć cicho. Z jednej strony jestem szczęśliwa, bo dostałam się tam gdzie chciałam, ale Leon dostał się do obydwóch i teraz musi z którejś szkoły zrezygnować. Wiem, że chciałby iść do Harvardu, ale jego rodzice są pewni, że wybierze Uniwersytet Stanforda.
Nagle słyszę płacz dziecka. Kładę dłoń na ramieniu szatyna posyłam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnia wstaję z kanapy i idę w kierunku pokoju chłopczyka. Uchylam delikatnie drzwi i i widzę, że zajęła się nim już Veronica. Uśmiecham się pod nosem i wracam do chłopaka. Siadam obok niego.
- Leon podjąłeś już decyzję?- zapytałam łagodnym głosem.
- Nie mam pojęcia. Chcę iść do Stanforda, aby uszczęśliwić rodziców, ale..
- Misiu ta decyzja musi uszczęśliwić siebie. Nie patrz teraz na to, czy rodzicom spodoba się Twoja decyzja. Nie patrz na odległość jaka mogłaby nas dzielić, bo bez względu na nią i tak będę Cię kochała. Zastanów się nad tym poważnie. Nie będę Ci teraz przeszkadzać, pójdę zrobić coś do jedzenia.Wybór ma należeć do Ciebie.
~*~
Poczułam ręce Leona oplatające mnie w pasie na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam w jego oczy objęłam twarz szatyna i musnęłam jego usta.
- Podjąłeś już wybór?- zapytałam ciekawa nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Tak. Mam nadzieję, że niezależnie od mojego wyboru wszystko będzie okej.- odparł, jeszcze raz pocałował mnie.- Pomóc w czymś?- dopytał po oderwaniu się od siebie. Teraz już nie mam ochoty na jedzenie, tylko na dalsze pocałunki.
- Ttak. Jeszcze tylko talerze daj na stół.- oznajmiłam. Chłopak odsunął się ode mnie i podszedł do odpowiedniej szafki biorąc z niej odpowiednią rzecz. Poszedł z talerzami do jadalni i rozłożył je na stole. Usłyszałam rozmowę rodziców Leona to znaczyło, że idą właśnie coś przekąsić.
Gdy wszystko znajdowało się już na stole usiadłam na swoim miejscu. Nałożyłam sobie porcję jedzenia na talerz. Spojrzałam na Leona, który teraz pewnie myśli jak powiedzieć, że idzie do Harwardu, nie mówił mi o tym, ale widzę to po tym jak się zachowuje jest strasznie rozkojarzony, aż trudno mi uwierzyć. Zazwyczaj zawsze zachowuje spokój. Mimowolnie kopłam go pod stołem. Popatrzył na mnie, a później na swoich rodziców, znowu na mnie, znowu na rodziców.
- Leon szyja Cię boli?- zapytała w końcu rozbawiona kobieta patrząc na to co robi szatyn.
- On ma coś ważnego do powiedzenia.- odparłam za niego.
- Niech zgadnę przysłali wam odpowiedzi z uczelni! Mów Violu dostałaś się?- pytała ciekawa.
- Tak, bardzo się cieszę.- mówię zgodnie z prawdą.- Tylko szkoda, że to tak daleko, ale nawet jakby co to nie martwcie się będę was próbowała w miarę często odwiedzać.- dopowiedziałam. Veronica posłała mi uśmiech i przeniosła swój wzrok na Leona
- A ty Leon?
- Też się dostałem..
- Będziecie studiować w jednej uczelni i jeszcze tej jednej z najlepszych.- ucieszyła się przerywając tym samym chłopakowi. Leon popatrzył na mnie błagalnym spojrzeniem, któremu nie byłam w stanie nie ulec.
- Veronica, Leon chciał powiedzieć, że on dostał się jeszcze do Harwardu i to tam chce iść.- obydwoje jakby na zawołanie westchnęli zrezygnowani.
- Jesteście źli? Wiem mówiłem wam, że pójdę tam gdzie wy, ale bardzo chciałby zobaczyć jak jest gdzieś indziej. Myślałem nad wszystkim i doszłem do wniosku, że tam mi będzie dobrze.- wyrzucił w końcu z siebie.
- Synu nie mogę Ci mieć za złe tego, że wybrałeś dla siebie coś co według Ciebie będzie lepsze.- mężczyzna posłał mu uśmiech.
~*~
Pożegnania to coś czego nienawidzę, ale niestety takie coś zawsze jest trudne. Trudno mi się rozstać z tymi wszystkimi wspaniałymi osobami, jedyna osoba, która razem ze mną będzie studiować tam gdzie ja jest Fran. Wszyscy się rozjeżdżają, będę tęsknić. Pożegnałam się z przyjaciółmi. Pożegnałam się z Veronicą i małym Ricardo. Jadę na lotnisko razem z Leonem odwozi nas Eryk.
- Leon czy według Ciebie nasz związek przetrwa tą odległość?- zapytałam tak cicho, że ledwo sama siebie usłyszałam. Spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie. Nie chcę się z nim rozstawać. Siedzimy teraz razem, ale świadomość tego, że za kilka godzin ja będę na jednym końcu kontynentu a on na drugim działa na mnie tak jakby ktoś właśnie uderzył mnie z całej siły w brzuch.
- Violu nawet tak nie mów. Musimy spróbować nowego doświadczenia, które albo wzmocni nasz związek, albo go osłabi.- wyjaśnił.- Niezależnie od tych wszystkich kilometrów jakie nas będą dzielić kocham Cię.- wyznał przysunęłam się jeszcze bliżej niego o ile to jest w ogóle możliwe.
- Też Cię kocham i wierzę.
~*~
Jesteśmy już po odprawie i całą trójką czekamy na samoloty. Ja lecę z Fran tym samym, a Leon niestety się z nami rozstaje.
- Pasażerowie lotu Denver - Kalifornia proszeni są do wyjścia numer 5.
Wstaliśmy z miejsca chciałam pokazać Leonowi, że jestem silna i nie będę płakać, ale nie potrafię. Wtuliłam się w niego a łzy po kolei wypływały z moich oczu. Odsunęłam się trochę od niego i spojrzałam w jego zaszkole oczy.
- Już tęsknię.- wyznałam łamliwym głosem.
- Ja też, Violu. Ja też.
- Nie chcę się żegnać.- rzuciłam niezadowolona, wycierając wierzchem dłoni oczy.
- Kochanie przecież są telefony, komputery. Dzięki nowoczesnej technologi będziemy mogli się spokojnie kontaktować.- oznajmił.
- Nie chciałabym wam przerywać, ale Violu musimy już iść.- przypomniała Włoszka. Bez zbędnych ceregieli Verdas mnie pocałował oczywiście oddałam pocałunek, napełniony był on przeróżnymi emocjami, których sama nie jestem w stanie zliczyć. Po oderwaniu się od siebie stykaliśmy się czołami uspokajając swoje przyśpieszone oddechy. Próbowałam wymusić uśmiech, ale na marne mi to szło.
- Kocham Cię- wyznałam.
- Ja Ciebie też.- odpowiedział. Jeszcze raz posmakowałam jego ust, po czym odwróciłam się i poszłam z przyjaciółką do odpowiedniego wejścia. Nie odwracałam się już do chłopaka, bo wiem, że gdyby to zrobiła chciałabym do niego podbiec i rzucić mu się w ramiona.
~*~
Nie płaczę, bo wiem, że on mnie kocha, a ja kocham go. Nasza miłość jest silna i jesteśmy w stanie razem przebrnąć przez to wszystko. Czy możliwe jest to, że tak bardzo za nim tęsknie, że nie mogę usiedzieć na miejscu.
Są różne długie weekendy, święta, wakacje podczas których na pewno się spotkamy. Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. Czy nasza historia zakończy się happy endem, czy wręcz przeciwnie. Nie jestem w stanie tego przewidzieć, ale wierzę w nas i nasz związek.
~*~*~*~*~*~
Na początku nie wiedziałam czy nazwać to epilogiem czy rozdziałem. Jak już zauważyliście postawiłam na rozdział 56 xpp
Wiem któtki, ale to tak jakby epilog :ccc
Jak mi coś wpadnie do głowy nowego to na pewno jeszcze wrócę do tej historii, a jeżeli nie to może zacznę coś nowego xDD
Co będzie teraz? Przerwa dopóki nie wpadnie mi nic do głowy. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Dziękuję wszystkim osobom, które ze mną były od początku i od niedawna <3333 Kocham Was bardzooooo <3333
Kto przeczytał niech wpisze w komentarzu " KONIEC "
Do następnego :*****